Synowie Anarchii ("Sons of Anarchy") nie postawili sobie za cel w swoim ostatnim odcinku, aby za wszelką cenę nas zaskoczyć. I nie ma w tym absolutnie niczego złego. Od początku sezonu (ba, całego serialu) zmierzano do określonej konkluzji i z każdym kolejnym epizodem mogliśmy spodziewać się nieuniknionego. Kurt Sutter wykonał znakomitą robotę, aby zgrabnie i sensownie zamknąć wszystkie wątki oraz zakończyć wędrówkę Jaxa Tellera w jedyny prawidłowy sposób.
Już "Red Rose" dobitnie dało nam do zrozumienia, jaki los czeka głównego bohatera, a finał tylko to potwierdził – i zrobił to w moim odczuciu w mistrzowski sposób. Jackson dosłownie i w przenośni przekonał się, jak to jest chodzić w butach swojego ojca, spędzając także swoje ostatnie chwile na jego motocyklu. Pożegnał się z Opiem i Tarą oraz swoimi dziećmi, które w ostatecznym rozrachunku okazały się dla niego najważniejsze. Ostatnia wola jego żony została tym samym spełniona.
Zginęli ponadto wszyscy złoczyńcy, którzy na to zasłużyli, a w Charming i okolicach nastał wreszcie pokój. SAMCRO zaś przetrwa z Chibsem na czele, który będzie robił, co w jego mocy, aby utrzymać klub na legalnej i stroniącej od przemocy ścieżce. Jax Teller dokonał w życiu najbliższych swoistego resetu. Uporządkował chaos, jaki w ostatnim czasie królował nad ich życiem i w którego centrum był właśnie on. Teraz do nich należy, aby taki stan rzeczy utrzymać i go polepszać. Bez Jaxa powinno być im łatwiej. Dla niego "nadszedł czas", aby odejść – co potwierdza tylko postać tajemniczej bezdomnej kobiety, którą trudno identyfikować inaczej niż jako Kostuchę. Choć nie były zbyt subtelne, metaforyka i alegorie w tym finale wkomponowały się w historię bardzo dobrze.
[video-browser playlist="632692" suggest=""]Nasz antybohater wie, że od początku był na straconej pozycji. Z taką matką jak Gemma jego przyszłość mogła potoczyć się tylko jednym torem. Wszelkie próby bycia dobrym człowiekiem kończyły się zwykle tragedią, a Teller sam w końcu przyznał, że jest "kryminalistą i mordercą". Dla niego było za późno już na samym starcie, ale nie jest dla jego dzieci. Wypada tylko liczyć na to, że tak dojrzali i pełni miłości opiekunowie jak Wendy i Nero sprawią, iż Abel z czasem zapomni o pierścieniu, który otrzymał od babci, i nie będzie dociekał, kim tak naprawdę był jego ojciec.
A jak wypadła ostatnia sekwencja? Moim zdaniem została przeprowadzona niemal bezbłędnie (abstrahując od tego, że budżet na efekty specjalnie nie był najwyraźniej zbyt wysoki). Jax odszedł z pompą, ścigany przez mnóstwo radiowozów i wolny jak ptak. W końcu zaznał spokoju i wiedział, że to, co robi, jest najlepsze dla tych, których kocha. Doszukać się tu religijnych podtekstów nie jest trudno, szczególnie gdy Teller wjeżdża w ciężarówkę z rękami rozpostartymi jak na krzyżu. Ale nie ograniczajmy się tylko do nich. To również dość klarowne nawiązanie do jednej ze scen z kultowego Swobodnego jeźdźca Dennisa Hoppera, który w swoim przesłaniu był niezwykle podobny i równie tragiczny co hit stacji FX.
Czytaj rónież: "Synowie Anarchii" - rekord oglądalności podczas finału
Synowie Anarchii zakończyli się w najlepszy możliwy sposób. Wszystko ułożyło się zgrabnie w logiczną całość, a odpowiedzi na najważniejsze pytania zostały udzielone. Z dużym uznaniem należy postrzegać dokonanie Kurta Suttera, który godnie zwieńczył tę opowieść, traktując swój serial z wielką troską od początku jego emisji. Teraz pozostaje nam tylko czekać na prequel.