„Synowie Anarchii”: sezon 7, odcinek 13 (finał) – recenzja
Kurt Sutter zakończył swój serial na własnych warunkach. Niczym nieskrępowany zrealizował w pełni swoją wizję i stworzył finał, który planował jeszcze od czasów odcinka pilotowego. I nawet jeśli w dużej mierze dało się jego wydarzenia przewidzieć, trudno napisać o nim jakiekolwiek złe słowo – nie z sentymentu, ale dlatego, że trudno sobie wyobrazić, aby Synowie Anarchii mogli skończyć się w jakikolwiek inny sposób.
Kurt Sutter zakończył swój serial na własnych warunkach. Niczym nieskrępowany zrealizował w pełni swoją wizję i stworzył finał, który planował jeszcze od czasów odcinka pilotowego. I nawet jeśli w dużej mierze dało się jego wydarzenia przewidzieć, trudno napisać o nim jakiekolwiek złe słowo – nie z sentymentu, ale dlatego, że trudno sobie wyobrazić, aby Synowie Anarchii mogli skończyć się w jakikolwiek inny sposób.
Synowie Anarchii ("Sons of Anarchy") nie postawili sobie za cel w swoim ostatnim odcinku, aby za wszelką cenę nas zaskoczyć. I nie ma w tym absolutnie niczego złego. Od początku sezonu (ba, całego serialu) zmierzano do określonej konkluzji i z każdym kolejnym epizodem mogliśmy spodziewać się nieuniknionego. Kurt Sutter wykonał znakomitą robotę, aby zgrabnie i sensownie zamknąć wszystkie wątki oraz zakończyć wędrówkę Jaxa Tellera w jedyny prawidłowy sposób.
Już "Red Rose" dobitnie dało nam do zrozumienia, jaki los czeka głównego bohatera, a finał tylko to potwierdził – i zrobił to w moim odczuciu w mistrzowski sposób. Jackson dosłownie i w przenośni przekonał się, jak to jest chodzić w butach swojego ojca, spędzając także swoje ostatnie chwile na jego motocyklu. Pożegnał się z Opiem i Tarą oraz swoimi dziećmi, które w ostatecznym rozrachunku okazały się dla niego najważniejsze. Ostatnia wola jego żony została tym samym spełniona.
Zginęli ponadto wszyscy złoczyńcy, którzy na to zasłużyli, a w Charming i okolicach nastał wreszcie pokój. SAMCRO zaś przetrwa z Chibsem na czele, który będzie robił, co w jego mocy, aby utrzymać klub na legalnej i stroniącej od przemocy ścieżce. Jax Teller dokonał w życiu najbliższych swoistego resetu. Uporządkował chaos, jaki w ostatnim czasie królował nad ich życiem i w którego centrum był właśnie on. Teraz do nich należy, aby taki stan rzeczy utrzymać i go polepszać. Bez Jaxa powinno być im łatwiej. Dla niego "nadszedł czas", aby odejść – co potwierdza tylko postać tajemniczej bezdomnej kobiety, którą trudno identyfikować inaczej niż jako Kostuchę. Choć nie były zbyt subtelne, metaforyka i alegorie w tym finale wkomponowały się w historię bardzo dobrze.
[video-browser playlist="632692" suggest=""]
Nasz antybohater wie, że od początku był na straconej pozycji. Z taką matką jak Gemma jego przyszłość mogła potoczyć się tylko jednym torem. Wszelkie próby bycia dobrym człowiekiem kończyły się zwykle tragedią, a Teller sam w końcu przyznał, że jest "kryminalistą i mordercą". Dla niego było za późno już na samym starcie, ale nie jest dla jego dzieci. Wypada tylko liczyć na to, że tak dojrzali i pełni miłości opiekunowie jak Wendy i Nero sprawią, iż Abel z czasem zapomni o pierścieniu, który otrzymał od babci, i nie będzie dociekał, kim tak naprawdę był jego ojciec.
A jak wypadła ostatnia sekwencja? Moim zdaniem została przeprowadzona niemal bezbłędnie (abstrahując od tego, że budżet na efekty specjalnie nie był najwyraźniej zbyt wysoki). Jax odszedł z pompą, ścigany przez mnóstwo radiowozów i wolny jak ptak. W końcu zaznał spokoju i wiedział, że to, co robi, jest najlepsze dla tych, których kocha. Doszukać się tu religijnych podtekstów nie jest trudno, szczególnie gdy Teller wjeżdża w ciężarówkę z rękami rozpostartymi jak na krzyżu. Ale nie ograniczajmy się tylko do nich. To również dość klarowne nawiązanie do jednej ze scen z kultowego Swobodnego jeźdźca Dennisa Hoppera, który w swoim przesłaniu był niezwykle podobny i równie tragiczny co hit stacji FX.
Czytaj rónież: "Synowie Anarchii" - rekord oglądalności podczas finału
Synowie Anarchii zakończyli się w najlepszy możliwy sposób. Wszystko ułożyło się zgrabnie w logiczną całość, a odpowiedzi na najważniejsze pytania zostały udzielone. Z dużym uznaniem należy postrzegać dokonanie Kurta Suttera, który godnie zwieńczył tę opowieść, traktując swój serial z wielką troską od początku jego emisji. Teraz pozostaje nam tylko czekać na prequel.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat