Szarość i beznadzieja – tak w skrócie można podsumować całą serię książek stworzoną przez barcelońskiego pisarza. Jego najsłynniejszy bohater obraca się w świecie, w którym nadzieja, honor i uczciwość to tylko puste frazesy. Stolica Katalonii po wyniszczającej wojnie domowej przypomina prawdziwie pustkowie pod względem wyższych wartości. Ludzie żyją tam z dnia na dzień, starają się po prostu przetrwać i czasem przychodzi im za to płacić bardzo wysoką cenę. W takich okolicznościach Mascarell jest niczym prawdziwy skarb. Były funkcjonariusz policji, choćby i chciał, nie potrafi zrezygnować ze swoich sztywnych zasad. Mimo że obecny reżim stawia go na równi ze złodziejami, oszustami i innymi typami spod ciemnej gwiazdy, komisarz kroczy przez życie z kwaśną miną, ale za to wierny swoim ideałom. Takie podejście bywa niestety dość ryzykowne. Miquel przekonuje się o tym, gdy zgłasza się do niego „dawny znajomy”. Lenin, typowy złodziejaszek, przed wojną nie raz bywał aresztowany przez Mascarella właśnie. Wtedy jeszcze to obaj panowie stali po przeciwnych stronach barykady. Nowe czasy wymagają jednak nowego spojrzenia. Lenin szuka u Mascarella ratunku, a ten jako wzór cnót wszelakich nie może mu przecież odmówić pomocy. W tak niefortunny sposób wplątuje się w kolejną aferę, która może go kosztować życie. Dla tych, którzy kiedyś już sięgnęli po powieści Jordi Sierra i Fabra, motyw ten okaże się dziwnie znajomy. Mascarell nie raz już bywał niby przypadkowo wplątywany w podobne awantury. Owszem, tym razem otoczka sprawy jest nieco inna – Miquel musi odnaleźć skradzione przez nazistów słynne dzieła sztuki – ale schemat pozostaje niestety dość podobny. Ponownie komisarz sprawnie łączy poszczególne części układanki, ponownie musi zmierzyć się z okrutnym Amadorem i ponownie walczy o sprawiedliwość niczym rycerz w srebrnej zbroi. Czasem jedna książka oparta na podobnym modelu może już być nużąca, a co dopiero jeśli jest to piąta z kolei część?
Źródło: Albatros
Przesadny schematyzm to najsłabszy punkt najnowszej powieście Sierry i Fabry. Nie dotyczy to już tylko i wyłącznie narracji czy kreacji bohaterów, ale przede wszystkim samej fabuły. Mascarell musi wyjaśniać tajemniczą śmierć pewnego Anglika, który przyjechał do Barcelony w poszukiwaniu wartościowych obrazów. Szybko okazuje się, że z kraju próbuje wywieźć je ukrywający się pod przybranym nazwiskiem nazista. Droga do rozwiązania zagadki naznaczona jest licznymi trupami, ale mimo to w dość oczywisty sposób prowadzi do celu. Czytelnik rozpoczynając swoją przygodę z powieścią nie staje przed żadnym wyzwaniem. Zagadka, którą trzeba rozwiązać właściwie nie jest żadną zagadką. W tej historii oczywistość goni kolejną oczywistość i na to niestety trzeba być gotowym od samego początku do końca. Pozostaje zatem pytanie – czy w takim razie w ogóle warto sięgnąć po Seis días de diciembre? Nie ma sensu zbyt długo rozwodzić się nad odpowiedzią. Będzie to z pewnością bardzo trafny wybór dla wszystkich tych, którym do szczęścia wystarczy odpowiedni klimat i szczypta Hiszpanii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj