Tajemnice Joan otwiera scena aresztowania sędziwej Joan Stanley przez funkcjonariuszy MI5. Już po chwili dowiadujemy się, że jest ona oskarżona o zdradę pod postacią szpiegostwa. Prezentująca się absolutnie niewinnie i niegroźnie Joan początkowo próbuje zaprzeczać, szybko jednak zostaje przyparta do muru, a dowody wydają się niezbite. Oskarżona rozpoczyna więc swą długą opowieść (tak, cały film jest historią przesłuchiwanej Joan), cofając się do przełomu lat 30. I 40. XX wieku, kiedy to jako nieśmiała studentka fizyki na uniwersytecie w Cambridge wchodzi w romans z pewnym zwolennikiem ideologii komunistycznej, Leo. Kolejne etapy opowieści to, oczywiście, festiwal coraz to bardziej skomplikowanych moralnych rozterek, które angażują nas tym bardziej, im bardziej pozwolimy się przekonać, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Dzięki umiejętnie rozłożonym środkom narracyjnym łatwiej jest przyjąć nam tę historię jako w całości rzeczywistą, choć tylko poszczególne jej elementy pokrywają się z prawdą. Zdecydowanie pomaga w tym fakt ukazania bohaterki nie jako ideologicznej wojowniczki, na chłodno i z pełnym przekonaniem podejmującej trudne decyzje, ale jako osoby, która miała to nieszczęście (a może i szczęście...?) i nieraz przez całkowity przypadek stawiana była przed niezwykle trudnym wyborem, w którym to, co uczciwe, stawało w opozycji do tego, co moralnie właściwe – i tak dalej. Joan miota się, nigdy nie będąc do końca pewną słuszności swoich działań; widzowi ciężko jest ocenić tę postać, reżyser zaś na każdym kroku ułatwia empatyzowanie z bohaterką, podjudzając do dywagacji „co ja zrobiłabym lub zrobiłbym na jej miejscu”? I to naprawdę działa. Są też Tajemnice Joan spektaklem pełnym dobrego aktorstwa, choć niezrównana Judi Dench ma tu wyjątkowo mało pola do popisu. Krótkie fragmenty, w których widzimy ją strapioną, rozpoczynającą kolejny etap opowieści, to szybkie przejście na głos z offu, a następnie wydarzenia prezentowane już retrospektywnie. Zdecydowanie więcej czasu ekranowego ma wcielająca się w jej młodszą wersję Sophie Cookson, doskonale operująca wachlarzem skrajnych emocji targających postacią. Postacią, która – mimo wszystko – przynajmniej próbowała zrobić to, co w jej mniemaniu wydawało się słuszne. Mogłyby w Tajemnicach Joan przeszkadzać gatunkowe żonglerki, nie wybijają one jednak z rytmu najważniejszej opowieści, choć na pewno niczym jej też nie służą. Kilka wątków nagle się gubi, co tylko podtrzymuje dywagacje na temat racji ich bytu w produkcji; może przez to, zamiast doświadczać potężniejszych emocji, zostajemy raczej wprowadzeni w stan cichych refleksji. To wyważone kino – warto dać mu szansę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj