Tajny informator opowiada historię Toma Morana (Dominic Purcell), nieuleczalnie chorego policjanta, który wie, że nie zostało mu zbyt wiele czasu. Aby zapewnić godny byt swojej rodzinie, mężczyzna chce „podłożyć się” podczas jednej z planowanych akcji i tym samym zginąć na służbie, co sprawi, że jego bliscy otrzymają wszystkie należne im w takiej sytuacji świadczenia. Skrupulatnie zaplanowana intryga zaczyna jednak wymykać się spod kontroli, co stawia plan pod znakiem zapytania. W obsadzie obok Purcella znaleźli się między innymi: Mel Gibson, Kate Bosworth i Nick Stahl. Reżyserem i współscenarzystą jest Michael Oblowitz, specjalizujący się w kinie klasy B. Niestety – taką samą (albo i gorszą) klasę reprezentuje również i ta produkcja. Trudno mi w ogóle ocenić ten film, ponieważ absolutnie wszystko jest w nim złe – na próżno doszukiwać się tu jakichkolwiek pozytywów; całość po prostu zawodzi wszelkie oczekiwania. Fabuła jest dość banalnie zarysowana i nie ma żadnej głębi. Choć twórcy żonglują tu życiem głównego bohatera i podejmują temat trudnych rozterek moralnych, wszystko to zostaje rozpisane i zagrane w sposób płaski, absolutnie nieakceptowalny. Bohaterowie są tak bezbarwni, że ani oni, ani ich poczynania nie wzbudzają w widzu żadnych uczuć – co za tym idzie, jest nam obojętne, czy ktoś zginie, czy nie. Nie ma tu mowy o zaangażowaniu emocjonalnym. Zero napięcia, zero intrygi, zero tajemnicy – zamiast tego czerstwe dialogi, drewniane aktorstwo i historia, która nikogo nie obchodzi. O zgrozo, jest to podobno historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Promowanie tego „filmu” nazwiskiem Mela Gibsona to wyrachowany chwyt marketingowy – aktor wcale nie gra głównej roli, a przewija się od czasu do czasu gdzieś na drugim (a może i trzecim) planie. Jego bohater, szef policji, nie ma nawet możliwości, by zapisać się w pamięci widzów, ponieważ kamera skupia się na pozostałych, zupełnie nieangażujących postaciach i odgrywanych przez nich kliszach gatunkowych (strzelanki, wymiana ognia, tajne akcje pod osłoną nocy – każdy rodzaj stereotypu, jaki można sobie wyobrazić, znajduje się w tym filmie jako wypełniacz). Całość trwa niecałe półtorej godziny, jednak nawet ten czas dłuży się w nieskończoność. Film kuleje także w warstwie technicznej – kamera zachowuje się amatorsko, przez co cały obraz jest ruchomy; kadry sprawiają wrażenie przesadnie pokolorowanych, co razi w oczy, a całość przykryta jest dynamiczną muzyką, której jest tu wręcz za dużo. Wszystko to składa się na sztuczny efekt, przypominający bardziej teledysk aniżeli film pełnometrażowy. Oprawa wizualna aż bije tanim sentymentem do kina policyjnego sprzed jakichś czterdziestu lat, o czym – poza przedziwną ścieżką dźwiękową – świadczy kiczowata czołówka i zamiłowanie do slow-motion. Nie wiem, jaki był zamysł twórców, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że nie traktują widza poważnie. Tajny informator to kompletna strata czasu – film ewidentnie minął się ze swoją epoką. Nie mam pojęcia, co skłoniło twórców do stworzenia tej produkcji w XXI wieku, ponieważ żaden z jej aspektów nie pasuje do współczesnego kina. Choć przez ekran przewija się wiele postaci, do samego końca nie wiemy o nich praktycznie nic, przez co tak naprawdę już chwilę po seansie zapominamy, co oglądaliśmy. Zupełna amatorszczyzna, dla której lepiej byłoby, gdyby nigdy nie powstała. Skaza na filmografii Mela Gibsona. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj