Teen Wolf pokazał osobę Benefactora w cliffhangerze poprzedniego odcinka. Było to spore zaskoczenie, nie do końca jednak pozytywne, bo postać Meredith (Maya Eshet) jest prawdopodobnie ostatnią osobą, którą mogliśmy podejrzewać. I właśnie ten wybór wzbudza mieszane odczucia: z jednej strony zaskoczenie i niedowierzanie, ale z drugiej rozczarowanie, bo to trzecioplanowa, nijaka postać, która nie wzbudza żadnych emocji.
Co prawda pomysł na wyjaśnienie motywów Benefactora jest dobry i interesujący, ale to nie niweluje całego niesmaku wywołanego wyborem Meredith. Wygląda to, jakby Jeff Davis od początku planował w tej roli obsadzić Petera (Ian Bohen), ale by nie było tak zwyczajnie i sztampowo, pobawił się konceptem, chcąc zaskoczyć i dodać świeżości. I to udaje się połowicznie - rola Meredith w tym wszystkim tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia, bo i tak w centrum stoi Peter.
W obu odcinkach trochę zaczyna męczyć postać Liama (Dylan Sprayberry), który po starciu w szpitalu przeżywa emocjonalne katusze. Nie jest to zbyt ciekawe, a po jakimś czasie staje się wręcz nudne. Zbyt przeciągany wątek, który wiele nie wnosi, bo i tak zainteresowanie widza koncentruje się na czymś innym. Szkoda, bo choć w założeniu problemy Liama powinny poprawić jego wyrazistość i osobowość, tak naprawdę zrażają do tej postaci.
[video-browser playlist="633370" suggest=""]
Najgorszym elementem jest tym razem akcja. Całe starcie z zabójcami jest okrutnie chaotyczne, mało kreatywne i siłą rzeczy nudne. Trudno emocjonować się, gdy nie czuć zagrożenia życia bohaterów, walka jest pozbawiona pomysłu, a wielki finał nie oferuje satysfakcji. Sam wątek Benefactora świetnie napędzał ten sezon, ale jego finalizacja w "Monstrous" rozczarowuje.
Jak 10. odcinek wzbudza mieszane odczucia, tak 11. porywa w dobrym stylu. Jest sporo dobrego humoru za sprawą Stilesa, intrygi dzięki knuciu Petera oraz emocji dzięki cliffhangerowi. Zachowanie Kate Argent wydaje się naturalne i zrozumiałe, bo w końcu Scott (Tyler Posey) też sporo jej krwi napsuł. Jednak sam motyw przemiany go w berserka daje widzom dwie ważne rzeczy: po pierwsze - wiemy na pewno, że nie są to jakieś mityczne istoty, tylko zwyczajne poddane jakiemuś niecodziennemu zabiegowi. Po drugie - sam zabieg jest wyśmienity z uwagi na budowę emocji w finale. Jeśli twórcy dobrze go poprowadzą, dramatyzm powinien być ogromny, a przez to odcinek nie ma prawa rozczarować.
Zobacz również: Walcz z demonami. Plakat 10. sezonu "Nie z tego świata"
Teen Wolf to nadal serial dobry, który po prostu doczekał się rozczarowującego zakończenia historii. Być może to wina twórców, którzy poprzednimi sezonami przyzwyczaili mnie do czegoś lepszego, świeższego i po prostu ciekawszego.