Terror: Dzień Hańby to całkowicie inny serial niż w pierwszym sezonie. Bardzo szybko okazuje się, że ta nowa historia to też kompletnie inny klimat, inny sposób realizacji oraz czerpanie z innych instrumentów do budowy grozy. Wszelkie porównania do poprzednika są oczywiście naturalne, bo Terror wyznaczył pewien kierunek dla tej antologii i to też działa niekorzystnie na Dzień Hańby. Czuć, że to, co najlepiej działało w pierwszej serii, tutaj jest nieobecne, a to, co dostajemy w zamian, nie jest tak atrakcyjne. Przede wszystkim serial bardziej opiera się na odtwarzaniu rzeczywistego horroru, jakim było internowanie Amerykanów japońskiego pochodzenia w czasie II wojny światowej. Dlatego mniej w tym grozy wywoływanej przez zdarzenia nadnaturalne, a więcej próby ukazywania horroru codzienności zwykłych ludzi, którzy trafiali do obozów tylko dlatego, że płynęła w nich japońska krew. Z tego powodu 2. sezon Terroru można odbierać bardziej jak serial historyczny, który pokazuje niechlubny epizod z dziejów Stanów Zjednoczonych niż serial grozy związanej z czymś z innego świata. Pojawiają się rodzinne dramaty, paranoja i smutny obraz braku człowieczeństwa. Pierwsze dwa odcinki wprowadzają widzów w te realia, pokazując, jak życie bohaterów się zmienia i jak na to wpływają ich osobiste perypetie, ale wiele rzeczy pozostawia zbyt wiele do życzenia. Nawet pomimo tego że wszystko realizacyjnie wygląda dobrze, wszystkie elementy wydają się na swoim miejscu i momentami jest nieźle. Ten realizm był też obecny w pierwszym sezonie, ale z uwagi na osadzenie akcji w takiej, a nie innej lokacji oraz budowanie przerażającego zagrożenia, działało to wyśmienicie. Pierwsze dwa odcinki miały tak kapitalnie budowane napięcie, że oglądało się je w pełnym skupieniu, zaangażowaniu i uwadze. To była jedna z najważniejszych zalet tej serii, która w drugiej jest praktycznie nieobecna. Tak, jak Edward Berger potrafił w pierwszym sezonie pokazać mistrzowską budowę napięcia, tak Josef Kubota Wladyka (reżyser pierwszych odcinków 2. sezonu, Amerykanin z japońskimi i polskimi korzeniami) ponosi w tym aspekcie porażkę. Napięcia praktycznie nie ma w obu odcinkach i przez to zbyt często serial staje się monotonny, a nawet nudny, bo wiele się nie dzieje, a nie ma atmosfery, która by wciągała nas w ten świat. Pod tym aspektem nie czuć w tym klimatu, który miałby za zadanie pokazać coś wyjątkowego i nadać temu sezonowi jego tożsamości. Wszystko wydaje się puste, obojętne i pozbawione tego pazura, który przyciągał do pierwszej serii. Pod tym kątem premiera 2. sezonu bardzo rozczarowuje.
Źródło: Ew.com
+8 więcej
Kłopot jest też z nadnaturalnym zagrożeniem, czyli widmem zaczerpniętym z japońskiego folkloru. Wiemy, że odpowiada za tajemnicze zgony w pierwszych odcinkach, ale nie wywołuje żadnych emocji ani zainteresowania. Tej postaci jest bardzo niewiele w tych odcinkach, jej motywacje są banalnie przedstawione, a znaczenie jest wręcz marginalne. Ta istota jest tak bardzo zepchnięta w tło opowieści, że tak naprawdę przestaje mieć znaczenie i nie wzbudza żadnej ciekawości. Ot, pojawia się w kilku scenach, robiąc to i owo i koniec. Twórcom wyraźnie bardziej zależy na przedstawieniu losów Amerykanów japońskiego pochodzenia w tych obozach i można odnieść wrażenie, że wątek nadnaturalny im ciąży. Wydaje się wciśnięty na siłę i póki co zbyteczny. A szkoda, bo potencjał czerpania z japońskich podań jest ogromny. Na pewno plusem 2. sezonu Terroru jest mniej ograna obsada poza kultowym Georgem Takei w niewielkiej roli. Trudno zarzucić aktorom braku starań, wkładania serca w budowę swoich postaci i ich emocjonalny rozwój. To jest obecne w tych odcinkach, ale... zarazem wszystko jest zaledwie poprawne. Nie ma tu wybitnych osobowości, charyzmatycznych bohaterów czy kogokolwiek, kto obecnością na ekranie wzbudzałby zainteresowanie i emocje. Tak jak Ciarán Hinds czy Jared Harris w pierwszym sezonie. Rozpisanie postaci nowej serii wydaje się zbyt powierzchowne i przez to też niezbyt warte uwagi, bo nie dostajemy w tym aspekcie nic i nikogo, kogo losy byłby atrakcyjne i ekscytujące. Nawet tyczy się to centralnej postaci Chestera, który choć jest najjaśniejszym punktem odcinków, jego wątek jest przeciętny, a on sam nie ma zbyt wiele do zaoferowania.  Terror: Dzień Hańby to nie jest zły serial, bo wszystko jest dziwnie poprawne. Niby większość klocków pasuje na swoje miejsce, ale brak temu napięcia i tempa, by ta historia potrafiła na serio zainteresować. Zbyteczny wątek nadnaturalny w pierwszych odcinkach nie zachęca... Są dobre momenty, potencjał jest dostrzegalny, ale jest on niewykorzystywany. Spadek jakości w porównaniu do pierwszej serii jest odczuwalny. Serial zadebiutuje w Polsce już 15 sierpnia o 22:00 na AMC Polska
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj