Najwidoczniej gęsty i mroczny nastrój poprzedniego odcinka, Nevermore, spodobał się twórcom The 100, bo Demons rozpoczyna się od opowieści o duchach snutej przy ognisku, która jest preludium do późniejszych wydarzeń. Niech Was to nie zmyli - The 100 to żaden horror i mimo wysiłków reżysera oraz scenarzystki czuć to bardzo wyraźnie.
Odcinek
Demons skupia się na dwóch wątkach. Pierwszym są poszukiwania dziennika, który doprowadzi Clarke i resztę do Luny, ich ostatniej nadziei na pokonanie A.L.I.E.. Drugi koncentruje się na sytuacji w Polis, gdzie Murphy spotyka znajomą twarz, co ostatecznie może wpędzić go w poważne tarapaty. Zredukowanie głównych osi fabularnych do dwóch zwiastuje, że powoli zbliżamy się do końca trzeciego sezonu
The 100. Choć losy kilku postaci nie zostały w tym odcinku rozbudowane, to tak naprawdę wszystko ogranicza się już tylko do A.L.I.E. – to ona jest główną antagonistką sezonu i najpewniej kolejne odcinki, mniej lub bardziej bezpośrednio, będą się skupiały na niej.
Clou odcinka miała być zabawa gatunkiem horroru. Kiedy Clarke, Raven i pozostali wracają do Arkadii, zastają bazę opuszczoną, jednak w cieniach, gdzieś pośród złowieszczo migających świateł, czai się ktoś... lub coś. Przynajmniej tak, gdzieś do połowy odcinka, twórcy przedstawiają sytuację. Niestety budowanie klimatu gasnącym światłem, ujęciami z perspektywy napastnika czy niezwykle tandetną sceną z nakręcaną zabawką leżącą samotnie w korytarzu nikogo nie nabierze. Nie czuć tutaj zaszczucia, choć potencjał do wywołania emocji w widzu był. Zniknął jednak bezpowrotnie, kiedy tylko Clarke ściągnęła maskę „potworowi”. Dla części odbiorców ten potencjał ulotnił się zapewne jeszcze wcześniej, kiedy tylko zdali sobie sprawę, że przecież życiu żadnej z postaci nic nie zagraża - twórcy nie wybiliby połowy obsady w taki sposób. Takie przekonanie było tylko częściowo słuszne, bo z serialem pożegnała się jedna z drugoplanowych postaci. Była to śmierć stosunkowo szybka i raczej niezbyt istotna fabularnie – ot, oczyszczenie planu, żeby dać więcej czasu ważniejszym bohaterom i bohaterkom. Oprócz tego dostaliśmy kilka całkiem nieźle zagranych dialogów i pożegnaliśmy Lincolna. Jeśli doniesienia o sprzeczkach między twórcą serialu, Jasonem Rothenbergiem, a odtwórcą roli Lincolna, Rickym Whittle, o których
pisaliśmy jakiś czas temu, były prawdziwe, to pożegnanie było ostateczne i prawdopodobnie czas na opłakiwanie jego śmierci został ograniczony do minimum. Sugeruje to nawet sama Octavia, mówiąc, że w czasie wojny nie ma czasu ronić łez nad tymi, którzy odeszli. Szkoda, bo Lincoln był dla Octavii kimś więcej niż tylko partnerem. Był też mentorem, który pomógł jej dojrzeć – ograniczenie jej motywacji do prostej zemsty i unikanie wspomnień o nim byłoby zagraniem niezbyt zgrabnym.
No url
W Polis sprawy mają się za to po staremu. Murphy wciąż prowadzi ryzykowną grę z nową Hedą, a to wszystko komplikuje pojawienie się jego towarzyszki, do której wciąż pała uczuciem, Emori. Tak naprawdę wszystko, co rozgrywa się w stolicy Klanów, to tylko cisza przed burzą. Zwrot akcji kończący odcinek, choć niezbyt szokujący, zagrał idealnie. Teraz zagrożenie, z jakim muszą się mierzyć ostatni z Setki, urosło jeszcze bardziej. To będzie wycieńczająca, brutalna i niemal niemożliwa do wygrania walka. Idealny motor napędowy dla reszty sezonu!
Słowem podsumowania - dostaliśmy treściwy odcinek, który przyniósł kilka chwil wytchnienia, ale nie brakowało mu też ciekawych i ważnych momentów. Potencjał na zbudowanie napięcia w scenach z Arkadii niestety został niewykorzystany, ale sam wątek nie wypadł najgorzej, jeśli chodzi o całokształt. Bohaterowie
The 100 zbliżają się do siebie i mimo wcześniejszych różnic są gotowi, żeby stawić czoła temu, co nadchodzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h