The 100: sezon 3, odcinek 12 – recenzja
Najwidoczniej gęsty i mroczny nastrój poprzedniego odcinka, Nevermore, spodobał się twórcom The 100, bo Demons rozpoczyna się od opowieści o duchach snutej przy ognisku, która jest preludium do późniejszych wydarzeń. Niech Was to nie zmyli - The 100 to żaden horror i mimo wysiłków reżysera oraz scenarzystki czuć to bardzo wyraźnie.
Najwidoczniej gęsty i mroczny nastrój poprzedniego odcinka, Nevermore, spodobał się twórcom The 100, bo Demons rozpoczyna się od opowieści o duchach snutej przy ognisku, która jest preludium do późniejszych wydarzeń. Niech Was to nie zmyli - The 100 to żaden horror i mimo wysiłków reżysera oraz scenarzystki czuć to bardzo wyraźnie.
Odcinek Demons skupia się na dwóch wątkach. Pierwszym są poszukiwania dziennika, który doprowadzi Clarke i resztę do Luny, ich ostatniej nadziei na pokonanie A.L.I.E.. Drugi koncentruje się na sytuacji w Polis, gdzie Murphy spotyka znajomą twarz, co ostatecznie może wpędzić go w poważne tarapaty. Zredukowanie głównych osi fabularnych do dwóch zwiastuje, że powoli zbliżamy się do końca trzeciego sezonu The 100. Choć losy kilku postaci nie zostały w tym odcinku rozbudowane, to tak naprawdę wszystko ogranicza się już tylko do A.L.I.E. – to ona jest główną antagonistką sezonu i najpewniej kolejne odcinki, mniej lub bardziej bezpośrednio, będą się skupiały na niej.
Clou odcinka miała być zabawa gatunkiem horroru. Kiedy Clarke, Raven i pozostali wracają do Arkadii, zastają bazę opuszczoną, jednak w cieniach, gdzieś pośród złowieszczo migających świateł, czai się ktoś... lub coś. Przynajmniej tak, gdzieś do połowy odcinka, twórcy przedstawiają sytuację. Niestety budowanie klimatu gasnącym światłem, ujęciami z perspektywy napastnika czy niezwykle tandetną sceną z nakręcaną zabawką leżącą samotnie w korytarzu nikogo nie nabierze. Nie czuć tutaj zaszczucia, choć potencjał do wywołania emocji w widzu był. Zniknął jednak bezpowrotnie, kiedy tylko Clarke ściągnęła maskę „potworowi”. Dla części odbiorców ten potencjał ulotnił się zapewne jeszcze wcześniej, kiedy tylko zdali sobie sprawę, że przecież życiu żadnej z postaci nic nie zagraża - twórcy nie wybiliby połowy obsady w taki sposób. Takie przekonanie było tylko częściowo słuszne, bo z serialem pożegnała się jedna z drugoplanowych postaci. Była to śmierć stosunkowo szybka i raczej niezbyt istotna fabularnie – ot, oczyszczenie planu, żeby dać więcej czasu ważniejszym bohaterom i bohaterkom. Oprócz tego dostaliśmy kilka całkiem nieźle zagranych dialogów i pożegnaliśmy Lincolna. Jeśli doniesienia o sprzeczkach między twórcą serialu, Jasonem Rothenbergiem, a odtwórcą roli Lincolna, Rickym Whittle, o których pisaliśmy jakiś czas temu, były prawdziwe, to pożegnanie było ostateczne i prawdopodobnie czas na opłakiwanie jego śmierci został ograniczony do minimum. Sugeruje to nawet sama Octavia, mówiąc, że w czasie wojny nie ma czasu ronić łez nad tymi, którzy odeszli. Szkoda, bo Lincoln był dla Octavii kimś więcej niż tylko partnerem. Był też mentorem, który pomógł jej dojrzeć – ograniczenie jej motywacji do prostej zemsty i unikanie wspomnień o nim byłoby zagraniem niezbyt zgrabnym.
W Polis sprawy mają się za to po staremu. Murphy wciąż prowadzi ryzykowną grę z nową Hedą, a to wszystko komplikuje pojawienie się jego towarzyszki, do której wciąż pała uczuciem, Emori. Tak naprawdę wszystko, co rozgrywa się w stolicy Klanów, to tylko cisza przed burzą. Zwrot akcji kończący odcinek, choć niezbyt szokujący, zagrał idealnie. Teraz zagrożenie, z jakim muszą się mierzyć ostatni z Setki, urosło jeszcze bardziej. To będzie wycieńczająca, brutalna i niemal niemożliwa do wygrania walka. Idealny motor napędowy dla reszty sezonu!
Słowem podsumowania - dostaliśmy treściwy odcinek, który przyniósł kilka chwil wytchnienia, ale nie brakowało mu też ciekawych i ważnych momentów. Potencjał na zbudowanie napięcia w scenach z Arkadii niestety został niewykorzystany, ale sam wątek nie wypadł najgorzej, jeśli chodzi o całokształt. Bohaterowie The 100 zbliżają się do siebie i mimo wcześniejszych różnic są gotowi, żeby stawić czoła temu, co nadchodzi.
Poznaj recenzenta
Paweł KicmanDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat