W poprzednim epizodzie dowiedzieliśmy się dużo na temat tego, co działo się z Noah i Helen po wydarzeniach z trzeciego sezonu. Wprowadzenie do nowej opowieści nie było mocno ekscytujące, ale umiejętnie nakreśliło główne założenia fabularne. W drugim odcinku dzieje się dokładnie to samo z Allison i Colem. W obu przypadkach mamy eksmałżonków, którzy powiązani są licznymi skomplikowanymi relacjami. Noah i Helen mają dzieci, mieszkają niedaleko siebie i łączą ich, jak na razie, trudne do określenia uczucia. Identyczna sytuacja jest u byłych państwa Lockhartów. Cole i Allison związani są restauracją, której oboje są właścicielami, mają córkę, a na dodatek mężczyzna ewidentnie wciąż czuje miętę do swojej eksżony. Dziwaczna relacja tej dwójki eksploatowana jest na kilka różnych sposobów. Pojawia się wątek biznesowy (Cole i Allison zastanawiają się nad sprzedażą restauracji), niezwykle dużo czasu ekranowego dostają problemy w związku Lockharta z Luisą. Allison również zostaje wplątana w – wydawać by się mogło – ciekawą intrygę. Bohaterka pracuje z rodzicami, którzy podobnie jak ona stracili dzieci. Ponadto na horyzoncie pojawia się tajemniczy nieznajomy, więc jak łatwo się domyśleć, pani Bailey ochoczo skacze mu w ramiona (jak na razie oczywiście w przenośni). Wszystkie wątki osobiste służą do pogłębienia relacji między dwójką głównych bohaterów. Cole nadal kocha swoją byłą żonę, mimo że ta zawala mu kwestie biznesowe, jest nieodpowiedzialna i ewidentnie ma go w nosie. Mimo że Luisa jest piękną, dobrą i kochającą partnerką, bohater przeżywa swoisty kryzys wieku średniego, wynikiem czego upija się na plaży z młodocianymi surferami, co pakuje go w nie lada kłopoty. Podobnie jest z Allison. Mimo że w jej historii dostajemy krwistą bijatykę, a Ben sprawia wrażenie wielce intrygującego młodzieńca, prawdziwe emocje pojawiają się, gdy na horyzoncie pokazuje się Cole i dwójka głównych bohaterów daje upust głęboko skrywanym uczuciom. Allison sprawia wrażenie obojętnej, ale u Cole'a pojawia się frustracja podszyta czymś głębszym. Niezależnie, czy czeka na nią w wykwintnej restauracji, czy naprawia jej samochód z pomazaną przez dzieciaki twarzą, zawsze fabularnie jest ciekawej, niż wtedy, gdy ta dwójka nie spotyka się na ekranie. Dzięki dobrze ustawionemu środkowi ciężkości uczucia targające Colem są zrozumiałe. Zarówno wtedy, gdy wyznaje miłość Luisie, jak i wtedy, gdy imprezuje jak dziki, wiemy że gnębi go coś poważniejszego. Jak na razie trudno rozgryźć Allison. Pojawienie się przystojnego nieznajomego nie wydaje się tutaj idealnym rozwiązaniem. Znów wielka miłość, która rozpadnie się ze względu na relacje z jednym z pozostałych głównych bohaterów? A może Ben okaże się niezrównoważonym jegomościem, wprowadzającym do opowieści dreszczyk emocji? Dobrze korespondowałoby to z początkiem obu odcinków, gdzie Cole i Noah działają wspólnie, szukając zaginionej kobiety. Wszystko wskazuje na to, że The Affair w czwartej serii idzie tą samą drogą co pierwsze odsłony. Trzeci, często niedoceniany sezon, wprowadził nieco różnorodności do formuły, ale dwa pierwsze opierały się na przedstawianiu historii głównych bohaterów mniej więcej w taki sposób, aby każdy wątek osobisty rozwijał relacje łączące poszczególne postacie. Tutaj mamy to samo i nie jest to bynajmniej zarzut. Dzięki temu The Affair jest serialem przewidywalnym, przy którym dobrze się wypoczywa i relaksuje. Jak na razie brakuje nieokiełznanych namiętności, a opowieść nie wchodzi zbyt głęboko w psychologię postaci, ale pod względem fabularnym ogląda się to dobrze. Solidny dramat obyczajowy, który dzięki doświadczeniu twórców i dobrze zbudowanym postaciom nie nudzi się nawet przez chwilę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj