Pierwsze odcinki „The Comedians” poświęciły czas na docieranie się bohaterów, a poza samą premierą, więcej powodów było do zgrzytów zębami niż śmiechu. Im jednak dalej, tym lepiej prezentowała się czysto humorystyczna strona produkcji. Josh Gad i Billy Crystal pokazali ogromny dystans do siebie, naśmiewając się z takich aspektów aktorskiej kariery, jak działalność charytatywna, czy starania o angaż do roli w prestiżowym filmie. Fantastyczny (i zaskakująco aktualny) był także epizod, w którym obśmiano poprawność polityczną w zatrudnianiu zróżnicowanych pod względem rasy i płci scenarzystów. Gęsto sypały się nawiązania do popkultury, a także Hollywood – kąśliwie podsumowano kilku bardziej znanych aktorów. Wszystkie żarty trzymały się jednak granicy dobrego smaku, a wesołym urozmaiceniem okazały się również różnotematyczne skecze - choć te miejscami prezentowały nierówny poziom. Sam potencjał mockumentu nie został w pełni wykorzystany. Bardzo szybko zapominało się o obecności kamery, a uwag pod tym względem nie czynili również aktorzy, choć często zwracali się wprost do obiektywu. Całość przybrała więc formę tradycyjnej, parodystycznej komedii, opartej na żarcie słownym i sytuacyjnym. Trochę szkoda, że nie zdecydowano się na odważniejsze, bardziej kontrowersyjne podejście, ale jednak transformacja ta dokonała się bezkonfliktowo. [video-browser playlist="613722" suggest=""] Filarami owego skromnego sukcesu stali się Crystal i Gad, a konkretnie chemia, jaka się między nimi wytworzyła. Po kilku pierwszych odcinkach nie było to jeszcze takie oczywiste, ale po finale można przyklasnąć sposobowi w jaki ich komediowe style zaczęły się zazębiać. Ostatni epizod skupiał się właśnie na relacji głównych bohaterów, ale od tej poważniejszej strony – mniej było beztroskich żartów, a więcej przemyśleń. Takie właśnie nici refleksji wplatane były w fabułę poprzednich odcinków dość regularnie. Dzielił się nimi oczywiście doświadczony życiowo Billy Crystal i stały się one wartością dodaną serialu – co prawda, płynął z nich prosty morał, ale dało się odczuć, że opierają się one na faktycznych przemyśleniach oraz życiorysie aktora. Od czasu premiery nie zmienił, ani nie rozwinął się drugi szereg obsady. Tak więc najjaśniejszą (a czasami wręcz najzabawniejszą) postacią pozostała neurotyczna Kristen. Odgrywająca ją Stephnie Weir szarżowała, aż miło – i choć jej chaotyczne działania prosiły się czasem o klepnięcie w czoło, to ani przez moment nie straciła sympatii widza. Na drugim biegunie utknęli jednak fajtłapowaty Mitch i zblazowana Esme – o tych postaciach niewiele dobrego można powiedzieć poza tym, że ostatecznie nie wadzili w pozytywnym odbiorze całości. Czarny humor związany ze śmiercią producenta stacji FX wypadł w finale blado, ale pozostawił produkcji otwarte drzwi do kontynuacji na tych samych zasadach. Jednocześnie służyć też może za definitywny koniec serialu, bo los „The Comedians” nie jest ciągle określony, a mając na uwadze, że za sprawą serialu „Louie” FX wyznaczyło sobie wysokie standardy, przyszłość nowej komedii nie rysuje się póki co w optymistycznych barwach. Wiadomość o ewentualnej kasacji przyjmiemy bez żalu, ale pierwszy sezon obronił się i wraz z takimi pozycjami jak „Black-ish”, „Fresh Off the Boat”, czy „Unbreakable Kimmy Schmidt” pokazał, że komediowe premiery poradziły sobie w tym roku całkiem nieźle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj