Joe Miller i Julie Mao spotykają się na stacji Eros w niezwykłych okolicznościach. Nie znamy jeszcze szczegółów stanu, w którym dziewczyna się znalazła, ale forma, którą przyjęła, jest nadzwyczajna. Stanowi idealne dopełnienie osobliwej wizji twórców, którzy ze stacji kosmicznej uczynili eteryczne, wręcz magiczne miejsce. Spacer Millera korytarzami Eros w otoczeniu niepokojących, niebieskich świetlików robi niesamowite wrażenie. The Expanse po raz kolejny zaskakuje ambitną realizacją i warstwą techniczną na najwyższym poziomie. Twórcy mogą pochwalić się też niebagatelnym poczuciem estetyki i dużą wrażliwością artystyczną. Wydarzenia na Eros ogląda się jak gustowny pejzaż pełen głębokich błękitnych barw. Tyle jeśli chodzi o warstwę techniczną. Jak fabularnie prezentuje się piąty odcinek drugiego sezonu The Expanse? Dobrze, ale fajerwerków nie ma. Akcja w całości skupia się na zagrożeniu, które generuje zbliżająca się do ziemi stacja Eros. Wydarzenia obserwujemy z kilku perspektyw. Najciekawszy jest oczywiście punkt widzenia Joe Millera. Dzięki niemu obserwujemy wiele nowych i fascynujących elementów fabularnych. Oprócz tego śledzimy również naradę oficjeli na Ziemi, działania Freda Johnsona na Tycho i decyzje podjęte na statku Rocinante. W powyższych wątkach niestety nie jest już tak porywająco, choć tragedii oczywiście nie ma. Wydarzenia we wszystkich miejscach akcji piątego odcinka skupiają się na odnalezieniu sposobu na zatrzymanie stacji Eros, która zamieniła się meteoryt pędzący w stronę Ziemi. O ile działania Holdena i jego załogi są dosyć dynamiczne i trzymają mocno w napięciu, to gdy przenosimy się na Ziemię, akcja zdecydowanie zwalnia. Narada rządowa przebiega w podobnym tonie, jak wiele poprzednich. Dwie strony konfliktu i decyzja, którą przeforsowuje Chrisjen Avasarala. Może to osobiste odczucie, ale pani sekretarz jest dość irytującą osobą. Maniera wcielającej się w nią aktorki może drażnić. Sama postać również pozostawia wiele do życzenia. Zawsze, gdy na scenę wchodzi Avasarala robi się patetycznie. Jej ważkie słowa o pokoju między Ziemią i Marsem nadają tej naturalistycznej opowieści pewien wzniosły ton, charakterystyczny raczej dla hollywoodzkich łzawych superprodukcji niż dla realistycznego sci-fi z wątkiem politycznym w tle. Całe szczęście ziemskie motywy stanowią jedynie niewielki fragment najnowszego odcinka. Najważniejszym wątkiem epizodu jest oczywiście wspomniane wcześniej spotkanie Millera z Julie i wcześniejsza eksploracja stacji kosmicznej. Twórcy bardzo oszczędnie dawkują nowe informacje związane z obcym organizmem i jego właściwościami. Pokazują nam bardzo dużo, jednak nie dostajemy jasnego wytłumaczenia, z czym mamy do czynienia. Podobnie jest z Joe i Julie. Abstrahując od oprawy technicznej tego eterycznego tête-à-tête, warto zwrócić uwagę na to, co tak naprawdę z niego wynika. Czy Julie nadal żyje? Czy posiada ona zdolność kontrolowania stacji Eros? Jakie będą dalsze losy tej niezwykłej pary? Zaledwie kilkuminutowa scena wygenerowała więcej pytań niż cały pierwszy sezon The Expanse. Nadszedł czas na odpowiedzi. Miejmy nadzieję, że w kolejnym odcinku coś w tym temacie się pojawi. Piąty odcinek już za nami. The Expanse wciąż utrzymuje stabilny, wysoki poziom. To, co zachwyca, to na pewno oprawa audiowizualna. Ze świeczką szukać drugiej takiej produkcji science fiction we współczesnej telewizji, która potrafiłaby pod tym względem zachwycić jak The Expanse. Twórcy mają wielkie wyczucie estetyki w kreowaniu kosmicznych scenerii. W pierwszym sezonie nie było to tak widoczne jak teraz. Scena z Millerem na stacji Eros powinna przejść do klasyki telewizyjnego science fiction. Zdecydowanie chcemy więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj