Zabawy z czasem w "The Flash" sprawiają, że nową produkcję CW ogląda się z jeszcze większą uwagą i ciekawością niż w poprzednich odcinkach. "Rogue Time" w udany sposób rozwija i częściowo powtarza historię, którą widzieliśmy przed tygodniem. Powtórka ta ma jednak swoje konsekwencje.
„
The Flash” nie może istnieć bez podróży w czasie. Było o tym wiadomo na długo przed premierą nowej produkcji stacji CW, ale scenarzyści bardzo ostrożnie i delikatnie wprowadzali do serialu ten wątek. Tym bardziej cieszy, że zdecydowali się na to teraz, bowiem bardzo mocno rozwinęli główną oś fabularną serialu i wyznaczyli kierunek, w jakim podążać będzie on aż do końca 1. sezonu. Zaginanie czasoprzestrzeni to na pewno nie jest łatwe zagadnienie do opisania i wprowadzenia do serialu. Czy przeskok w czasie o jeden dzień do tyłu, którego dokonał Barry Allen, sprawił, że o całym poprzednim odcinku można zapomnieć? Niekoniecznie.
Sprawa Weather Wizarda rozwiązana została nadzwyczaj szybko. Barry doskonale wiedział, że działania antagonisty doprowadzą do katastrofy. Mimo ostrzeżeń Harrisona Wellsa wziął sprawy w swoje ręce i samodzielnie wszystko załatwił. Jak łatwo można było przypuszczać, przez schwytanie Marka Mardona całkowicie zmienił bieg wydarzeń w linii czasowej, a to sprawiło, że dalsze wydarzenia zostały "nadpisane". Zdaję sobie sprawę, że Allen będzie robił maślane oczy do Iris aż do momentu, gdy w cudowny sposób będą razem. Bez względu na to, czy wydarzy się to w tym sezonie, czy w kolejnym – wątek ten niesamowicie mnie irytuje. Z drugiej strony przyjemnie było patrzeć na to, jak kolejny raz dostaje kosza od poirytowanej Iris, a następnie obrywa od Eddiego.
Harrison Wells coraz bardziej popada w panikę i zaciera ślady świadczące o jego prawdziwej tożsamości. Epizod przetrwał Cisco (choć i tak kłopoty oraz nerwy go nie ominęły), a Reverse-Flash rozprawił się z kimś innym – Masonem Bridge'em. Jego tajemnicze zniknięcie to ostateczny sygnał dla Barry’ego, by w końcu połączyć siły z Joe i rozprawić się z naukowcem.
[video-browser playlist="675712" suggest=""]
Zgodnie z tytułem odcinka kolejny raz w „
The Flash” kluczową rolę odegrali Snart i Rory, czyli Captain Cold i Heat Wave. Dominic Purcell i Wentworth Miller w serialu CW wypadają znakomicie. Ogląda się ich jeszcze lepiej niż w poprzednich odcinkach i to chyba dlatego, że na bohaterów patrzymy przez pryzmat nowego serialu, w którym zagrają główne role. Czyżby miał on nazywać się „The Rogues”? Pewnie nie, bowiem była to grupa przeciwników skupiona wyłącznie wokół Barry’ego Allena. Tymczasem Cold i Wave stworzą zespół z kilkoma innymi postaciami znanymi z komiksów DC.
O ile jeszcze kilka tygodni temu Snart i Rory wyglądali na złoczyńców, to teraz postrzeganie obu postaci nieco się zmienia. To tak naprawdę zwyczajni faceci lubiący dreszczyk emocji i posługujący się wypasionymi pistoletami. Odnoszę wrażenie, że wspomniana dwójka będzie bardzo mocnym punktem spin-offu „
The Flash” i „
Arrow”.
Zobacz również: Zaskakujące zdjęcia z planu „The Flash”. Potężny spoiler z „Arrow”
Podziwiam scenarzystów „
The Flash”, bo widać, że 1. sezon pisany jest z dużym rozmachem, którego bardzo brakuje np. w „
Arrow”. Historia wydaje się być spójna, ciekawa i dobrze przemyślana, a zabawy z czasem wynoszą ją na wyższy poziom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h