„The Flash”: sezon 1, odcinek 16 – recenzja
Zabawy z czasem w "The Flash" sprawiają, że nową produkcję CW ogląda się z jeszcze większą uwagą i ciekawością niż w poprzednich odcinkach. "Rogue Time" w udany sposób rozwija i częściowo powtarza historię, którą widzieliśmy przed tygodniem. Powtórka ta ma jednak swoje konsekwencje.
Zabawy z czasem w "The Flash" sprawiają, że nową produkcję CW ogląda się z jeszcze większą uwagą i ciekawością niż w poprzednich odcinkach. "Rogue Time" w udany sposób rozwija i częściowo powtarza historię, którą widzieliśmy przed tygodniem. Powtórka ta ma jednak swoje konsekwencje.
„The Flash” nie może istnieć bez podróży w czasie. Było o tym wiadomo na długo przed premierą nowej produkcji stacji CW, ale scenarzyści bardzo ostrożnie i delikatnie wprowadzali do serialu ten wątek. Tym bardziej cieszy, że zdecydowali się na to teraz, bowiem bardzo mocno rozwinęli główną oś fabularną serialu i wyznaczyli kierunek, w jakim podążać będzie on aż do końca 1. sezonu. Zaginanie czasoprzestrzeni to na pewno nie jest łatwe zagadnienie do opisania i wprowadzenia do serialu. Czy przeskok w czasie o jeden dzień do tyłu, którego dokonał Barry Allen, sprawił, że o całym poprzednim odcinku można zapomnieć? Niekoniecznie.
Sprawa Weather Wizarda rozwiązana została nadzwyczaj szybko. Barry doskonale wiedział, że działania antagonisty doprowadzą do katastrofy. Mimo ostrzeżeń Harrisona Wellsa wziął sprawy w swoje ręce i samodzielnie wszystko załatwił. Jak łatwo można było przypuszczać, przez schwytanie Marka Mardona całkowicie zmienił bieg wydarzeń w linii czasowej, a to sprawiło, że dalsze wydarzenia zostały "nadpisane". Zdaję sobie sprawę, że Allen będzie robił maślane oczy do Iris aż do momentu, gdy w cudowny sposób będą razem. Bez względu na to, czy wydarzy się to w tym sezonie, czy w kolejnym – wątek ten niesamowicie mnie irytuje. Z drugiej strony przyjemnie było patrzeć na to, jak kolejny raz dostaje kosza od poirytowanej Iris, a następnie obrywa od Eddiego.
Harrison Wells coraz bardziej popada w panikę i zaciera ślady świadczące o jego prawdziwej tożsamości. Epizod przetrwał Cisco (choć i tak kłopoty oraz nerwy go nie ominęły), a Reverse-Flash rozprawił się z kimś innym – Masonem Bridge'em. Jego tajemnicze zniknięcie to ostateczny sygnał dla Barry’ego, by w końcu połączyć siły z Joe i rozprawić się z naukowcem.
[video-browser playlist="675712" suggest=""]
Zgodnie z tytułem odcinka kolejny raz w „The Flash” kluczową rolę odegrali Snart i Rory, czyli Captain Cold i Heat Wave. Dominic Purcell i Wentworth Miller w serialu CW wypadają znakomicie. Ogląda się ich jeszcze lepiej niż w poprzednich odcinkach i to chyba dlatego, że na bohaterów patrzymy przez pryzmat nowego serialu, w którym zagrają główne role. Czyżby miał on nazywać się „The Rogues”? Pewnie nie, bowiem była to grupa przeciwników skupiona wyłącznie wokół Barry’ego Allena. Tymczasem Cold i Wave stworzą zespół z kilkoma innymi postaciami znanymi z komiksów DC.
O ile jeszcze kilka tygodni temu Snart i Rory wyglądali na złoczyńców, to teraz postrzeganie obu postaci nieco się zmienia. To tak naprawdę zwyczajni faceci lubiący dreszczyk emocji i posługujący się wypasionymi pistoletami. Odnoszę wrażenie, że wspomniana dwójka będzie bardzo mocnym punktem spin-offu „The Flash” i „Arrow”.
Zobacz również: Zaskakujące zdjęcia z planu „The Flash”. Potężny spoiler z „Arrow”
Podziwiam scenarzystów „The Flash”, bo widać, że 1. sezon pisany jest z dużym rozmachem, którego bardzo brakuje np. w „Arrow”. Historia wydaje się być spójna, ciekawa i dobrze przemyślana, a zabawy z czasem wynoszą ją na wyższy poziom.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat