To właśnie pomysł w "The Lobster" jest czymś wyjątkowym, co napędza cały film. W niedalekiej przyszłości ludzi zmusza się do życia w związku. Jeśli ktoś pozostaje singlem zbyt długo, zaprasza się go do hotelu, w którym w ciągu 45 dni musi znaleźć sobie partnera. Jeśli tak się nie stanie, nieszczęśnik zostanie zamieniony w dowolnie wybrane przez siebie zwierzę. Wydaje się to dość absurdalne, ale jednak jest to pomysł genialny w swojej prostocie i świetnie wpisujący się w nasze czasy. Koncepcja wyjściowa Lanthimosa była tak dobra, że sam film nie był już w stanie jej dorównać. Jasne, "The Lobster" to obraz naprawdę dobry, ale nie wyśmienity. Oczekiwania były dużo większe. Problem jest przede wszystkim z umiejętnym rozkładem akcentów - w pierwszej części filmu widz jest trzymany w napięciu przez cały czas, akcja jest systematycznie rozwijana aż do punktu kulminacyjnego, potem zaś wszystko zwalnia i już nie jest w stanie odzyskać tempa z pierwszego aktu. Colin Farrell w "The Lobster" zagrał prawdopodobnie rolę życia. Jego aktorska maniera doskonale pasowała do bohatera, w którego się wcielił. Rachel Weisz była mu godną partnerką, a pozostali aktorzy dorównali tej dwójce (szczególnie Olivia Coleman). To także świetny film pod względem realizacyjnym - wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Ogląda się go bardzo dobrze, choć senna atmosfera drugiego aktu może nieco zmęczyć. [video-browser playlist="737047" suggest=""] Choć pomysł był genialny, to był trudny temat do udźwignięcia i myślę, że Lanthimos i tak zrobił, co mógł. Wyciągnął z tej historii tyle, ile się dało. Sama nie wiem, jakie inne rozwiązania fabularne chciałabym w filmie widzieć (poza tym, by były jednak bardziej nasycone emocjami). Reżyser miał trudne zadanie, bo opowiadać o bólu samotności, o człowieczeństwie i miłości w taki sposób to spore wyzwanie. Pokusił się o szersze obserwacje naszego świata oraz cywilizacji i wyciągnął kilka słusznych wniosków. Trafne pytania o to, dlaczego dzisiejsza cywilizacja uznaje samotność za coś gorszego i bez wartości, boleśnie gnieżdżą się w głowie po zakończeniu seansu. "The Lobster" mógł być filmem genialnym, ale zdaje się, że Lanthimos wpadł w pułapkę własnego pomysłu i koniec końców musiał ratować się pretensją, a niekiedy też oczywistościami, które można by nawet nazwać banałami. Szczęście, że nie ma ich zbyt wiele. Warto więc film Greka obejrzeć, bo starał się, jak mógł, i wyszło nieźle. Jest szansa, że ten senny klimat tajemnicy Was pochłonie. Za akredytacje na festiwal T-Mobile Nowe Horyzonty dziękujemy kanałowi Ale kino+ Recenzja pierwotnie opublikowana 27 sierpnia 2015 roku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj