Trudno wyrokować, czy jeśli producenci nie mówią kompletnie nic o swoim serialu przed premierą, to znaczy, że chcą utrzymać tajemnicę i stworzyć jak najlepsze doświadczenie dla widza, czy może nie chcą go odstraszać tym, czym ich produkt jest. The OA wydaje się czymś pomiędzy, bo zdecydowanie mamy do czynienia z serialem, jakiego jeszcze nie było, który opiera się na wyjątkowej wyobraźni duetu twórców - Brit Marling oraz Zala Batmanglijego. Innymi słowy, jeśli zapraszają do stworzenia serialu twórców zdobywających uznanie za kino niezależne i dają im swobodę kreatywną, można spodziewać się czegoś unikalnego. Brit Marling jest autorką scenariusza i gra główną rolę, a Zal Batmanglij reżyseruje. Zatem mamy do czynienia z ich autorską wizją. Dostajemy serial, który jest wyjątkową mieszanką gatunkową. W gruncie rzeczy to dramat psychologiczny, który wchodzi na rejony science fiction zahaczającego o świat młodzieży szkolnej, obyczajową historię społeczną i thriller. Jest to twór, który z jednej strony angażuje cały czas i zmusza do myślenia, pozwalając analizować każdy aspekt fabularny poszczególnych odcinków. Poznawanie historii tytułowej bohaterki jest zarazem ciekawe, emocjonujące, nietypowe, przerażające, zaskakujące, ale czasem też monotonne, przeciągane i przekombinowane. Skrajności w fabule tego serialu są na porządku dziennym, bo z jednej strony będziemy zachwycać się jednymi elementami tej opowieści, a z drugiej pałać niechęcią do innych części składowych fabuły. Cała historia ma w sobie pewien urok, a pomysłów na dziwne motywy naprawdę twórcom nie brakuje. W tym też zawierają się nietypowe zagrania realizacyjnie, które budują unikalny wydźwięk całego serialu. W tym aspekcie szczególnie zaskakuje pierwszy odcinek, w którym czołówka serialu pojawia się dopiero po jakichś 50 minutach wstępu i wpasowuje się perfekcyjnie w rytm historii. W całym sezonie dostajemy opowieść, która cały czas zmusza do myślenia. Czy to wszystko naprawdę miało miejsce, czy może jest w tym więcej symboliki mającej drugie dno? Właśnie w tym aspekcie serial porusza wiele ważnych, ciekawych tematów o życiu, śmierci, radzeniu sobie z codziennością i interakcjach z drugim człowiekiem. Całość zmusza do interpretacji, bo historię naprawdę można zrozumieć na wiele sposobów i nie tylko ten dosłowny może być jedynym prawdziwym. To chyba jest cecha dobrego serialu, o którym trudno zapomnieć po seansie, bo cały czas zastanawiamy się, co tak naprawdę obejrzeliśmy. To właśnie jedna z takich produkcji, gdzie pierwszą myślą po seansie wszystkich odcinków jest proste pytanie: "Co ja właśnie obejrzałem?". A taka reakcja podczas całego sezonu towarzyszyła mi kilkakrotnie. A w tym serialu nie dostajemy nic podane na tacy, bo autorzy unikają dosłowności, bezpośrednich i prostych rozwiązań stawiając przed sobą oraz widzem wyzwanie. Nie mogę jednak obejść się wrażeniu, że The OA chce być głębszym i ważniejszym serialem, niż w istocie jest. Są tu poruszane naprawdę wielkie, filozoficzne tematy, które w przełożeniu na niektóre wątki wydaje się przekombinowane. Wiecie, jest granica pomiędzy głębią opowieści i autorską wizją, a bełkotem, który może być niezrozumiany dla większości odbiorców. Tutaj czasami fabularnie Marling i Batmanglij sami się potykają o przesadne, nieudane gmatwanie opowieści lub, wydawałoby się absurdalne, decyzje postaci. Klimat całej opowieści ma w sobie coś unikalnego, dziwacznego i zarazem hipnotycznego. Są momenty w tym serialu, gdzie trudno oderwać wzrok od tego, co widzimy. Czasem ich realizacyjne pomysły potrafią zaskoczyć swoim pięknem i kunsztem, jakiego trudno byłoby spodziewać się po takiej fabule. Jest w tym coś naprawdę intrygującego, co nawet pomimo niedociągnięć czy przestojów, przyciąga do ekranu. Zarazem jest w tym wszystkim dużo zwyczajnych interakcji wyjętych z codzienności. Rozmów, które mogą wydawać się nie mieć żadnego znaczenia dla fabuły, a są tylko po to, by pokazać bohaterów w innej perspektywie. Czasem to może wybijać z rytmu zmniejszając tempo i wprowadzając trochę monotonii, która może być wyrwana przez pobudzenie emocji poprzez nowy etap opowieści. Nawet w kwestii klimatu są te unikalne skrajności. Serial na pewno może zachwycić aktorsko, wszyscy tutaj dają z siebie wiele. To właśnie w tej kwestii leży siła The OA, bo te kreacje na czele ze świetną Brit Marling budują emocje i pozwalają kibicować w rozwoju opowieści. W tym też jest jednak zgrzyt w postaci Jasona Isaacsa, który jest dobrym aktorem, robi wiele w tym serialu, ale jego bohater nie ma jasno nakreślonych motywacji. Trudno zrozumieć jego postępowanie, bo podane wyjaśnienie jest zbyt powierzchowne, a zarazem jego interpretacja może wydawać się zbyt prosta. Nie wiem, co do końca myśleć o The OA. Z jednej strony jest to rzecz absolutnie unikalna w świecie seriali, taka, którą ogląda się z ciekawością i można zachwycać się pięknem opowieści mającej wiele mocnych stron. Z drugiej jednak, wydaje się to propozycja bardzo trudna w odbiorze, zmuszająca do myślenia i czasem przekombinowana. Tak jakbyśmy mieli do czynienia z kinem artystycznym z festiwali w świecie seriali. Jestem przekonany, że jedni będą się zachwycać, inni nudzić i kręcić nosem. Na pierwszy rzut oka trudno nawet dostrzec sens The OA, a mocna kulminacja sama w sobie jest czymś pozytywnie zaskakującym i rozczarowującym. Wydaje się, że jest to serial, który może zyskiwać z kolejnymi seansami, kiedy będziemy zwracać uwagę na drugie dno tego, co oglądamy. Gdzie symbolika może wydawać się bardziej zrozumiała, poszczególne sceny mogą nabierać nowej interpretacji, a dialogi większego sensu. Zdecydowanie piękny, wyjątkowy serial, ale zarazem czasem monotonny i momentami nudny. Coś, obok czego nie można przejść obojętnie. Dla naprawdę wymagającego odbiorcy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj