"The Originals" obrało konkretny kurs, choć liczba manewrów wykonywanych po drodze zaskoczyłaby nawet najbardziej ekscentrycznego stratega. Jeszcze niedawno wydawało się, iż akcję napędza Finn - gdy ten znika, trudno zauważyć jakąkolwiek różnicę. Światła reflektorów skradła Freya. Do tego mamy Rebekę i jej świadomość nawiedzaną przez wiedźmę-morderczynię, w której ciele rezyduje nasza bohaterka. Choć cenię nową odtwórczynię roli za jej umiejętności aktorskie i wierne odtwarzanie swojej postaci, to jednak wolałabym już sycić oczy Claire Holt. Jej osoba to marka, symbol Rebeki. Chwilowe zmiany można zaakceptować, ale co za dużo mieszania w obsadzie, to niezdrowo. Skoro już mowa o nowych postaciach, to pozwolę sobie zwrócić uwagę, że Freya ze swoim wyobrażeniem idealnej rodzinki Mikaelsonów jest nad wyraz irytująca. Klaus zachowuje się jak rozkapryszone dziecko starające się zwrócić na siebie uwagę, a o ile despotycznego ojca Hope trawię, o tyle kolejnej blondynki, która w tym przypadku jest obarczona superklątwą i ścigana przez supermatkę, nie zniosę. Odcinek 16. "The Originals" został podzielony na rzeczywistość wilkołaków wykluczonych ze spraw bieżących Nowego Orleanu i rodzinę Mikaelsonów zaaferowaną Freyą, która dzieli rodzeństwo na obozy Elijah i Rebekah kontra Klaus. Aż zatęskniłam za dramatem, który miał miejsce w dniu ślubu Jacksona i Hayley. No i co się stało z nową muzą Elijaha? Miło było zobaczyć wnętrze mieszkania tego pana (i całe stojaki jednakowych marynarek). W ogóle miło jest go widywać na ekranie, lecz zdecydowanie wolę, gdy na światło dzienne wychodzi jego ciemniejsza strona i pragnienia skrywane głęboko w tej wampirzej duszy. Całe szczęście Elijah w chwili obecnej zajmuje praktycznie równoległe miejsce z Klausem w serialowej hierarchii, dzięki czemu całkiem sporo dowiadujemy się o jego przeszłości i nim samym. [video-browser playlist="674672" suggest=""] Najbardziej zaintrygowała mnie historia Freyi oraz zagadka, jaką stanowi ta postać. Trudno o coś posądzać tę dziewczynę; jej postać nie wzbudza żadnych podejrzeń. Można zakładać, że haczykiem jest fakt, iż nie ma haczyka - tylko że to nie byłoby w stylu "The Originals". Wydaje się, że Klaus ma rację, podejrzewając, iż Freya pomija istotne fakty, by nastawić rodzeństwo pozytywnie względem siebie. Moja hipoteza jest taka, że Dahlia albo wykorzystuje Freyę jako swoje narzędzie i ma nad nią kontrolę, albo w zupełności przejęła kontrolę nad jej ciałem. Wtedy "The Originals" stałoby się poligonem ciał wykorzystywanych przez nowych gospodarzy. Prawie jak w “Intruzie” Meyers. Oby sprawy nie przybrały tak drastycznego obrotu. Elementem działającym na niekorzyść "The Originals" jest zagmatwanie kwestii sercowych i łóżkowych. Marcel nie tak dawno romansował z Cammie, a teraz ich relacja jest czysto przyjacielska. Cammie pomaga Vincentowi, w którego ciele nie ma już Finna. Finn ją skrzywdził, ale teraz Cammie flirtuje z Vincentem. I tak dalej, i tak dalej… Trochę tego dużo, nie sądzicie? Ale to już raczej przywara wszystkich seriali młodzieżowych. W końcu pula postaci, które można wprowadzić, jest mocno ograniczona, a miłość musi być. Czasem ktoś przez nią - lub dla niej - ginie. Byłabym w stanie przymknąć oko na takie klisze, gdyby ta miłość była chociaż prawdziwa. Czytaj również: Jaime Lee Kirchner dołącza do obsady pilota The CW „Dead People” Najnowszy epizod "The Originals" można określić mianem poczekalni. Pozornie w Nowym Orleanie dzieje się bardzo dużo, a problemów tylko przybywa. Największy z nich przyjdzie zapowiedziany, lecz i tak wstrząśnie całą produkcją. Napięcie związane z nadejściem Dahlii zostało już skrzętnie zbudowane. Pozostaje czekać na odcinek, w którym zaszczyci nas ona swoją obecnością.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj