Pierwsza połowa odcinka The Walking Dead: Daryl Dixon charakteryzowała się dynamiczną akcją. Rozpoczęła się od walki głównego bohatera z zombie na „dopalaczach”. Działo się to na pewnego rodzaju arenie, na której znajdowała się zachwycona publiczność. Choć wariant szwendacza był szybki i bardzo groźny ze względu na żrące wnętrzności, to Daryl poradził sobie z nim całkiem łatwo. W końcu przetrwał wiele lat i jest znakomitym wojownikiem, więc po prostu wykorzystał swoje doświadczenie oraz pomysłowość. Zadźganie zombie kijem z flagą było ironicznym gestem w stronę Genet. W „pierwszej rundzie” pojawił się delikatny dreszczyk emocji – przeciwnik był trudniejszy niż zwykle, ale samo starcie wyglądało efektownie. Dopiero druga walka, w której Daryl i Quinn zostali spięci kajdanami, przyniosła większe emocje. Inspiracje filmem Gladiator były bardzo wyraźne. Choreografia starcia, montaż, praca kamery oraz klimatyczne oświetlenie – to wszystko robiło wrażenie. Widać, że twórcom zależało, aby pokazać jak najwięcej na ekranie, bo wykorzystali szerokie kadry i nie bali się trochę dłuższych ujęć. Dzięki temu widzowie dostali jedną z najlepszych walk w historii całego uniwersum The Walking Dead. Podniesienie głowy szwendacza w geście zwycięstwa i rzucenie jej w stronę „cesarzowej” Genet było bardzo wymowne.
fot. AMC
Chaos, który wywołali członkowie Sojuszu, pozwolił utrzymać szybkie tempo akcji. Niespodziewanie Quinn poczuł skruchę w obliczu nieuniknionej śmierci, ale niczego nie udawał i wziął odpowiedzialność za własne czyny. Pogodził się z losem w brytyjskim stylu i dał sobie obciąć rękę, aby Daryl mógł uratować Isabelle i Laurenta. Nie wyglądało to jakoś brutalnie, ale może to efekt tego, że kilka chwil wcześniej oglądaliśmy dość makabryczne sceny z zombie na arenie. Niezbyt wiele emocji wzbudziła sytuacja, gdy przemieniony Quinn zaatakował Isabelle, a Laurent musiał się przełamać i go zabić. Scena nie za bardzo trzymała w napięciu, bo wahania Laurenta nie były przekonujące, choć fabularnie zrobiono wszystko, aby ta śmierć miała głębsze znaczenie. Trochę emocji wzbudził Codron, który z ludźmi Genet dogonił Daryla, Isabelle, Sylvie i Laurenta. Bardzo zdziwiło to, że nie chciał zemścić się na Dixonie – zabił swoich towarzyszy i dał odejść głównym bohaterom. Dopiero podczas rozmowy z Genet dowiedzieliśmy się, dlaczego podjął taką zaskakującą decyzję. Miało to sens i całkowicie zmieniało sposób patrzenia na tę postać. Do tej pory widzieliśmy w nim tylko tego złego, ale po tym, gdy odmówił zabójstwa chłopca i krył grupę, niespodziewanie zyskał sporo sympatii. Z kolei bezwzględne działania Genet ugruntowują ją na pozycji głównej antagonistki tego sezonu. Mimo wszystko troszkę rozczarowała, bo charyzmą nie dorasta do pięt wielu innym złoczyńcom z uniwersum.
fot. AMC
Po tych wydarzeniach tempo zwolniło, bo bohaterowie dotarli do Gniazda znajdującego się na malowniczym Mont Saint-Michel. Poznaliśmy tam Losanga, który wzbudził zaufanie i emanował mądrością – dobrze wypadł w tej roli Joel de la Fuente. Pobyt w sanktuarium był poświęcony refleksjom i konfrontacji ze skrywanymi uczuciami. Daryl zdążył nawiązać silną więź z Isabelle i Laurentem – mimo że nie ma w zwyczaju zbyt często okazywać emocji, to wyczuwało się, że bardzo mu na nich zależy. Chemia między Normanem Reedusem a Clémence Poésy dużo dała, aby ta relacja między postaciami miała głębszy charakter. Choć Daryl jest oszczędny w słowach i gestach, to jego zawahanie było bardzo widoczne. Ostatecznie Daryl opuścił Gniazdo i udał się do miejsca, gdzie miał na niego czekać statek. Wcześniej zachwycaliśmy się kapitalnymi ujęciami z Mont Saint-Michel, ale podróż w stronę wybrzeża to już był istny festiwal pięknych kadrów. I mimo że ta północna część Francji jest dość ponura, szara i wietrzna, to operatorowi kamery udało się uchwycić jej specyficzny urok. Pomogła w tym też klimatyczna muzyka w tle. Samotna wędrówka Daryla wcale nie nudziła, ponieważ można było podziwiać widoki i otwarte przestrzenie, których w innych spin-offach The Walking Dead nie mieliśmy okazji uświadczyć. To wyróżnia The Walking Dead: Daryl Dixon na tle pozostałych seriali z tej serii. Niezwykła była też scena, w której Daryl trafił na cmentarz poległych amerykańskich żołnierzy podczas II wojny światowej. Świetnie ona wybrzmiała, dzięki wcześniejszej opowieści o jego dziadku, który zginął podczas lądowania w Normandii. Sensu nabrała też otwierająca scena, a raczej flashback, w którym zobaczyliśmy martwych żołnierzy na plaży, nie znając jeszcze kontekstu. Nagrobki nawiązywały do prawdziwego cmentarza wojskowego w Colleville-sur-Mer, więc tym sposobem twórcy oddali hołd amerykańskim żołnierzom. Scena, w której Daryl odnalazł nagrobek dziadka, była niezwykle emocjonalna i bardzo melancholijna. Nie potrzeba było żadnych słów, aby zrozumieć, co czuje główny bohater.
fot. AMC
+94 więcej
Twórcy nie byliby sobą, gdyby jeszcze na koniec Dixon nie powalczył z hordą zombie. Postawili go też przed trudną decyzją, gdy pojawił się Laurent, a na horyzoncie znajdował się statek, który miał go zabrać do Ameryki. W perspektywie 2. sezonu nie można się dziwić, że zdecydowano się na takie zakończenie, w którym główny bohater musi dokonać szybkiego wyboru. Choć chyba nikt nie ma wątpliwości, że pomoże chłopcu. W końcówce ostatniego odcinka przenieśliśmy się do USA. Carol ścigała człowieka, który jechał na motocyklu Daryla. Jak zawsze była lekceważona przez obcych, aby po chwili „pokazać pazury” – niezmiennie powoduje to rozbawienie. Jej obecność napawa radością, więc 2. sezon, w którym ma odegrać ważną rolę, zapowiada się interesująco. Finałowy odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon nie rozczarował. Obejrzeliśmy widowiskowe walki z zombie i wiele pięknych ujęć. Nie zabrakło też zagłębiania się w uczucia bohaterów. Pojawiły się emocje, choć na pewno nie wciskały w fotel. To był przyzwoicie skonstruowany, pełen treści epizod, dobrze zamykający 1. sezon i zachęcający do obejrzenia kolejnego. Warto obejrzeć ten serial, bo gra aktorów naprawdę angażuje. Z jednej strony jest on trochę inny niż flagowa produkcja oraz spin-offy, z drugiej taki sam pod względem klimatu. To dzięki magii Francji, która działa odświeżająco na ten świat i daje trochę więcej możliwości na opowiedzenie ciekawej historii. Podobnie jak w przypadku The Walking Dead: Dead City, tkwi tu duży potencjał na dalszych rozwój fabuły. Mamy jeszcze wiele do odkrycia, więc pozostaje nam uzbroić się w cierpliwość i czekać na intrygująco zapowiadający się 2. sezon!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj