The Walking Dead: Daryl Dixon - sezon 1, odcinek 6 (finał sezonu) - recenzja
Finałowy odcinek 1. sezonu The Walking Dead: Daryl Dixon nie zawiódł. Obejrzeliśmy widowiskowe starcia z zombie oraz efektowne ujęcia z północnej Francji. Nie zabrakło też emocjonalnych momentów oraz powrotu ważnej postaci w kontekście 2. serii!
Finałowy odcinek 1. sezonu The Walking Dead: Daryl Dixon nie zawiódł. Obejrzeliśmy widowiskowe starcia z zombie oraz efektowne ujęcia z północnej Francji. Nie zabrakło też emocjonalnych momentów oraz powrotu ważnej postaci w kontekście 2. serii!
Pierwsza połowa odcinka The Walking Dead: Daryl Dixon charakteryzowała się dynamiczną akcją. Rozpoczęła się od walki głównego bohatera z zombie na „dopalaczach”. Działo się to na pewnego rodzaju arenie, na której znajdowała się zachwycona publiczność. Choć wariant szwendacza był szybki i bardzo groźny ze względu na żrące wnętrzności, to Daryl poradził sobie z nim całkiem łatwo. W końcu przetrwał wiele lat i jest znakomitym wojownikiem, więc po prostu wykorzystał swoje doświadczenie oraz pomysłowość. Zadźganie zombie kijem z flagą było ironicznym gestem w stronę Genet. W „pierwszej rundzie” pojawił się delikatny dreszczyk emocji – przeciwnik był trudniejszy niż zwykle, ale samo starcie wyglądało efektownie.
Dopiero druga walka, w której Daryl i Quinn zostali spięci kajdanami, przyniosła większe emocje. Inspiracje filmem Gladiator były bardzo wyraźne. Choreografia starcia, montaż, praca kamery oraz klimatyczne oświetlenie – to wszystko robiło wrażenie. Widać, że twórcom zależało, aby pokazać jak najwięcej na ekranie, bo wykorzystali szerokie kadry i nie bali się trochę dłuższych ujęć. Dzięki temu widzowie dostali jedną z najlepszych walk w historii całego uniwersum The Walking Dead. Podniesienie głowy szwendacza w geście zwycięstwa i rzucenie jej w stronę „cesarzowej” Genet było bardzo wymowne.
Chaos, który wywołali członkowie Sojuszu, pozwolił utrzymać szybkie tempo akcji. Niespodziewanie Quinn poczuł skruchę w obliczu nieuniknionej śmierci, ale niczego nie udawał i wziął odpowiedzialność za własne czyny. Pogodził się z losem w brytyjskim stylu i dał sobie obciąć rękę, aby Daryl mógł uratować Isabelle i Laurenta. Nie wyglądało to jakoś brutalnie, ale może to efekt tego, że kilka chwil wcześniej oglądaliśmy dość makabryczne sceny z zombie na arenie. Niezbyt wiele emocji wzbudziła sytuacja, gdy przemieniony Quinn zaatakował Isabelle, a Laurent musiał się przełamać i go zabić. Scena nie za bardzo trzymała w napięciu, bo wahania Laurenta nie były przekonujące, choć fabularnie zrobiono wszystko, aby ta śmierć miała głębsze znaczenie.
Trochę emocji wzbudził Codron, który z ludźmi Genet dogonił Daryla, Isabelle, Sylvie i Laurenta. Bardzo zdziwiło to, że nie chciał zemścić się na Dixonie – zabił swoich towarzyszy i dał odejść głównym bohaterom. Dopiero podczas rozmowy z Genet dowiedzieliśmy się, dlaczego podjął taką zaskakującą decyzję. Miało to sens i całkowicie zmieniało sposób patrzenia na tę postać. Do tej pory widzieliśmy w nim tylko tego złego, ale po tym, gdy odmówił zabójstwa chłopca i krył grupę, niespodziewanie zyskał sporo sympatii. Z kolei bezwzględne działania Genet ugruntowują ją na pozycji głównej antagonistki tego sezonu. Mimo wszystko troszkę rozczarowała, bo charyzmą nie dorasta do pięt wielu innym złoczyńcom z uniwersum.
Po tych wydarzeniach tempo zwolniło, bo bohaterowie dotarli do Gniazda znajdującego się na malowniczym Mont Saint-Michel. Poznaliśmy tam Losanga, który wzbudził zaufanie i emanował mądrością – dobrze wypadł w tej roli Joel de la Fuente. Pobyt w sanktuarium był poświęcony refleksjom i konfrontacji ze skrywanymi uczuciami. Daryl zdążył nawiązać silną więź z Isabelle i Laurentem – mimo że nie ma w zwyczaju zbyt często okazywać emocji, to wyczuwało się, że bardzo mu na nich zależy. Chemia między Normanem Reedusem a Clémence Poésy dużo dała, aby ta relacja między postaciami miała głębszy charakter. Choć Daryl jest oszczędny w słowach i gestach, to jego zawahanie było bardzo widoczne.
Ostatecznie Daryl opuścił Gniazdo i udał się do miejsca, gdzie miał na niego czekać statek. Wcześniej zachwycaliśmy się kapitalnymi ujęciami z Mont Saint-Michel, ale podróż w stronę wybrzeża to już był istny festiwal pięknych kadrów. I mimo że ta północna część Francji jest dość ponura, szara i wietrzna, to operatorowi kamery udało się uchwycić jej specyficzny urok. Pomogła w tym też klimatyczna muzyka w tle. Samotna wędrówka Daryla wcale nie nudziła, ponieważ można było podziwiać widoki i otwarte przestrzenie, których w innych spin-offach The Walking Dead nie mieliśmy okazji uświadczyć. To wyróżnia The Walking Dead: Daryl Dixon na tle pozostałych seriali z tej serii.
Niezwykła była też scena, w której Daryl trafił na cmentarz poległych amerykańskich żołnierzy podczas II wojny światowej. Świetnie ona wybrzmiała, dzięki wcześniejszej opowieści o jego dziadku, który zginął podczas lądowania w Normandii. Sensu nabrała też otwierająca scena, a raczej flashback, w którym zobaczyliśmy martwych żołnierzy na plaży, nie znając jeszcze kontekstu. Nagrobki nawiązywały do prawdziwego cmentarza wojskowego w Colleville-sur-Mer, więc tym sposobem twórcy oddali hołd amerykańskim żołnierzom. Scena, w której Daryl odnalazł nagrobek dziadka, była niezwykle emocjonalna i bardzo melancholijna. Nie potrzeba było żadnych słów, aby zrozumieć, co czuje główny bohater.
Twórcy nie byliby sobą, gdyby jeszcze na koniec Dixon nie powalczył z hordą zombie. Postawili go też przed trudną decyzją, gdy pojawił się Laurent, a na horyzoncie znajdował się statek, który miał go zabrać do Ameryki. W perspektywie 2. sezonu nie można się dziwić, że zdecydowano się na takie zakończenie, w którym główny bohater musi dokonać szybkiego wyboru. Choć chyba nikt nie ma wątpliwości, że pomoże chłopcu.
W końcówce ostatniego odcinka przenieśliśmy się do USA. Carol ścigała człowieka, który jechał na motocyklu Daryla. Jak zawsze była lekceważona przez obcych, aby po chwili „pokazać pazury” – niezmiennie powoduje to rozbawienie. Jej obecność napawa radością, więc 2. sezon, w którym ma odegrać ważną rolę, zapowiada się interesująco.
Finałowy odcinek The Walking Dead: Daryl Dixon nie rozczarował. Obejrzeliśmy widowiskowe walki z zombie i wiele pięknych ujęć. Nie zabrakło też zagłębiania się w uczucia bohaterów. Pojawiły się emocje, choć na pewno nie wciskały w fotel. To był przyzwoicie skonstruowany, pełen treści epizod, dobrze zamykający 1. sezon i zachęcający do obejrzenia kolejnego.
Warto obejrzeć ten serial, bo gra aktorów naprawdę angażuje. Z jednej strony jest on trochę inny niż flagowa produkcja oraz spin-offy, z drugiej taki sam pod względem klimatu. To dzięki magii Francji, która działa odświeżająco na ten świat i daje trochę więcej możliwości na opowiedzenie ciekawej historii. Podobnie jak w przypadku The Walking Dead: Dead City, tkwi tu duży potencjał na dalszych rozwój fabuły. Mamy jeszcze wiele do odkrycia, więc pozostaje nam uzbroić się w cierpliwość i czekać na intrygująco zapowiadający się 2. sezon!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat