The Walking Dead jest serialem, któremu mniej wierni fani zarzucają, że potrafi w odpowiedni sposób elektryzować tylko podczas premiery sezonu i finałów (jesiennym oraz wiosennym). Taka praktyka stosowana była w 2 poprzednich seriach. Prosty zabieg skutkował kolejnymi rekordami oglądalności i sprawiał, że widzowie z większą niecierpliwością wyczekiwali nowych odcinków. W "Coda" przez większość czasu nie czuć było wielkiego napięcia i wrażenia, że niebawem wydarzy się coś, co zaszokuje widzów. Epizod rozwijał się powoli i spokojnie, momentami za spokojnie.

Kiedy zastanawiałem się, jak przebiegać będzie wymiana i co wydarzy się w szpitalu w Atlancie, scenarzyści przeciwnie do moich oczekiwań woleli pokazywać losy kulejącego księdza uciekającego przed szwendaczami. Tak naprawdę tylko po to, by ponownie połączyć bohaterów - tym razem ekipę wozu strażackiego powracającego z nieudanej wyprawy do Waszyngtonu razem z tymi, którzy pozostali w kościele. Miało to sensowne uzasadnienie, biorąc pod uwagę wydarzenia rozgrywające się w mieście, które miały być przełomem i sprawić, że fabuła będzie mogła ruszyć dalej.

Historia Beth w The Walking Dead rozwijana była od 2. sezonu. Wielu widzów urocza blondynka irytowała i można było odnieść wrażenie, że w całej historii potrzebna była tylko po to, by zajmować się Judith i śpiewać piosenki. Przynajmniej moją osobę wątek Beth w 5. sezonie ciekawił. Kulisy jej porwania w 4. serii wydawały się znacznie bardziej przerażające niż w rzeczywistości. Bohaterka trafiła do innej grupy ludzi z własnymi problemami, a akcja rozgrywająca się w szpitalu była dosyć monotonna. Za to jej finał i oczekiwana od 2 odcinków wymiana nakręcona w klaustrofobicznym szpitalnym korytarzu potrafiła zmrozić krew w żyłach.

[video-browser playlist="632742" suggest=""]

The Walking Dead kolejny raz pokazało brutalność świata, w którym rozgrywa się akcja całej historii, i ludzką głupotę. Niemal równo rok temu Gubernator obcinał głowę Hershelowi i najeżdżał na więzienie, w którym przebywali bohaterowie. Tym razem skala przedsięwzięcia była znacznie mniejsza, ale efekt w postaci ofiar jest taki sam. Scenarzyści usiłowali za wszelką cenę rozwinąć relację Beth oraz Dawn i w pewnym momencie można było przypuszczać, że tak to się skończy, szczególnie gdy blondynka postanowiła wyposażyć się w nożyczki, gdyby "coś poszło nie tak". Jej śmierć – przynajmniej dla mnie – była szokiem. Zginęła jednak na własne życzenie. Jestem w stanie zrozumieć taką decyzję scenarzystów, bowiem z postaci Beth nie dało się wyciągnąć więcej niż to, co oglądaliśmy w szpitalu. Jej podróż dobiegła końca, tymczasem Maggie kolejny raz będzie miała kogo opłakiwać. Rok temu był to Hershel, w tym roku padło na młodszą siostrę. Czy za rok, w 8. odcinku 6. sezonu, pożegnamy Glenna?

Głównym nośnikiem emocji w jesiennym finale The Walking Dead nie był w moim odczuciu sam moment śmierci Beth, ale scena chwilę później, tuż pod szpitalem, gdzie zebrali się bohaterowie. Widok martwej blondynki niesionej w rękach przez płaczącego Daryla i reakcja Maggie (przy jak zwykle świetnej muzyce) jednym mogła wyciskać łzy w oczu, a innym zrobiło się w tym momencie po prostu smutno. Możemy wieszać psy na serialu stacji AMC, wytykać mu błędy i niedoróbki, ale uważam, że obecnie w amerykańskiej telewizji nie ma lepszej produkcji, który w tak plastyczny sposób ukazuje kruchość ludzkiego życia i jednocześnie rozwija bohaterów w wielu psychologicznych aspektach (niech jednym z przykładów będzie początek odcinka i Rick goniący jednego z policjantów).

Kłamstwa Eungene'a, które wyszły na jaw, oraz uratowanie Carol przy jednoczesnej śmierci Beth sprawiały, że fabuła w końcu może ruszyć do przodu. Pytanie tylko, w jakim kierunku. W jednej z poprzednich recenzji pisałem, że bohaterowie w końcu mają cel, do którego mogą dążyć. Za sprawą Waszyngtonu Rick i jego grupa znaleźli powód do tego, by żyć i funkcjonować w zepsutym świecie pełnym szwendaczy. Zapowiedź 2. połowy sezonu nie zdradza zbyt wiele. Dopóki grupa będzie trzymała się razem, dopóty historia może być spójna i prowadzona w dobrym kierunku. Jeśli jednak kolejny raz dojdzie do rozbijania fabuły na bohaterów i pokazywania historii z różnych punktów widzenia, narzekać na The Walking Dead będziemy dalej.

Zobacz również: "The Walking Dead" - zwiastun kolejnych odcinków 5. serii

W jednym z wywiadów twórcy obiecywali, że w 2. połowie 5. sezonu ma nastąpić fabularny przełom (dokładnie od odcinka 12). Czekamy, traktując te zapewnienia z dystansem. A na sam koniec warto nadmienić, że twórcy podobnie jak w premierze 5. serii zaserwowali widzom scenę po napisach. Odnosiła się ona do tego samego bohatera, co 8 tygodni wcześniej. Wypada mieć nadzieję, że Morgan odegra ważniejszą rolę w 2. połowie 5. sezonu i być może dołączy do grupy Ricka.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj