Jak doskonale wiemy, fani "Gwiezdnych wojen" i "Star Treka" za sobą nie przepadają, choć z powodów, których ja osobiście nie rozumiem. Być może doszło do swoistego pokoju, kiedy wielki fan tej pierwszej serii został ogłoszony reżyserem i producentem tej drugiej. J. J. Abrams, bo mowa o twórcy, który w tej chwili w wielkich franczyzach wręcz dzieli i rządzi (chyba że mówimy o adaptacjach komiksów - tam przede wszystkim Christopher Nolan), nie miał zbyt wielkiego pojęcia na temat stworzonego przez Gene'a Roddenberry'ego uniwersum, ale miał scenarzystów, którzy byli fanatykami serii. Pomysł na reboot wywołał wielkie kontrowersje, ponieważ ci, którzy cenili oryginalny serial, nie wiedzieli za bardzo, co się dzieje. Idea polegała na stworzeniu alternatywnej linii czasowej, w której James T. Kirk nie znał swojego ojca (ów zginął na zniszczonym przez Nero - głównego antagonistę filmu - USS Kelvin) i bardzo późno poznał Spocka, swego najlepszego przyjaciela. Na otarcie łez Alex Kurtzmann i Roberto Orci dołożyli postać "starego" Spocka znanego z oryginalnego serialu (i pierwszych sześciu filmów kinowych), w którą to rolę wcielił się, odrzucający różne propozycje pojawienia się w innych związanych z uniwersum projektach, sam Leonard Nimoy (jego żona określiła, że spotkanie ze scenarzystami było dla niego bardzo emocjonalnym doświadczeniem). Film Abramsa odniósł wielki sukces komercyjny, więc byłoby dziwne, gdyby po kilku latach nie powstał, z tą samą ekipą, sequel. Oczywiście wróciła cała załoga USS Enterprise, a do nich dołączyli między innymi Peter Weller, Benedict Cumberbatch jako John Harrison i Alice Eve jako Carol, nowa inżynier na statku.

Jerry Goldsmith, James Horner, Leonard Rosenman, Cliff Eidelman, Dennis McCarthy oraz Michael Giacchino. Tak prezentuje się lista kompozytorów, którzy tworzyli muzykę do kinowych odsłon Star Treka. Giacchino dołączył do tej grupy dzięki J. J. Abramsowi, z którym przyjaźni się i współpracuje od czasu serialu Alias. O ile kompozytor odrzucił słynny temat Jerry'ego Goldsmitha z pierwszego filmu kinowego, to słynną fanfarę Alexandra Courage'a zostawił na finał, a w napisach końcowych zestawił swój nowy temat, brzmiący trochę jak bardziej klasyczna wersja dominującego w tej chwili anthemu, z oryginalną kompozycją do napisów początkowych serialu. Jak tłumaczył, fanfarę wprowadził tak późno, ponieważ dopiero wtedy można uznać załogę (którą poznajemy od nowa) za w pełni zgraną. Oczywiste było, że jeśli reżyserem sequela będzie Abrams, wróci także Michael Giacchino (choć do aktualnie planowanego siódmego epizodu "Gwiezdnych wojen" za muzykę odpowiadać będzie sam John Williams). Podobnie jak w przypadku poprzedniej części, za wydanie ścieżki dźwiękowej odpowiadało Varese Sarabande, a wydany przez tę wytwórnię album liczy sobie niecałe 50 minut. W tym miejscu warto powiedzieć, że najważniejszy temat nowego filmu, temat Johna Harrisona, ujawniono parę miesięcy przed premierą na koncercie w Lucernie. Materiał ten szybko ukazał się w internecie i znany jest pod tytułem Ode to Harrison, a suitę tę możecie usłyszeć na samym dole recenzji.

Album rozpoczyna utwór Logos, Pranking Natives, które po, przejętej zresztą z poprzedniej części, intonacji głównego tematu przez solową waltornię przechodzi do muzyki akcji w typowym dla Michaela Giacchino ekscytującym orkiestrowym stylu. W recenzji poprzedniej pracy tego kompozytora - "Super 8" - skupiłem się przede wszystkim na zabiegach strukturalnych, charakteryzujących tę partyturę jako hołd dla spielbergowskiego kina fantastycznego z przełomu lat 70. i 80. Kiedy zapoznałem się z kompozytorem, jak każdy, przez "Medal of Honor", zorientowałem się, że zdecydowanie ma on duży talent, przynajmniej w kwestiach aranżacyjnych, ale poszukiwałem jego własnego stylu ze względu na to, jak doskonałym pastiszem stylu Johna Williamsa była tamta ścieżka. Poszukiwałem, aż w końcu ukazał się pierwszy sezon Zagubionych i okazało się, że Giacchino ma własny styl i jest on bardzo ciekawy. Na szczęście kompozytor szybko go uzupełnił o nowsze elementy, bo niestety "Mission: Impossible III" brzmiało po prostu jak przedłużenie muzyki akcji z serialu w przełożeniu na dużo większy zespół, co mnie nie do końca satysfakcjonowało.

Nim jednak dokonamy dokładniejszej analizy stylistyki akcji twórcy "Ratatuja" (którą to stylistykę należy mocno odróżnić od jego partytur do filmów animowanych, traktowanych pod względem ilustracyjnym inaczej niż "Star Trek" czy nawet "John Carter"), zwróćmy uwagę, że dość powszechnie uznawano za wadę poprzedniej części serii nadużywanie głównego tematu, a niektórzy byli ponadto mocno rozczarowani faktycznie dość banalnym zarówno pod względem aranżacyjnym, jak i melodyjnym, motywem dla czarnego charakteru - Romulanina Nero. Co do pierwszego zarzutu, trzeba powiedzieć, że Giacchino jest dużo bardziej ostrożny z używaniem Enterprising Young Men w nowym filmie i pozwala tej melodii naprawdę działać, o czym świadczy heroiczna aranżacja w Sub Prime Directive.

Tym, co definiuje nową ścieżkę, jest zupełnie nowy temat stworzony dla postaci Johna Harrisona. Można się zastanawiać jednak, czy kompozytor nie wprowadza go za wcześnie, już prawie na początku filmu, w skądinąd znakomitym London Calling - z początku dramatycznym, mocno opartym na twórczości Phillipa Glassa (co nie powinno jednak rozczarowywać; wypada to wprost wybitnie w kontekście), potem spektakularnie zapowiadając materiał stworzony dla postaci (skądinąd świetnie) zagranej przez Benedicta Cumberbatcha. Strukturalną bazą pierwszej ścieżki były tak naprawdę dwie melodie - temat statku, znany przede wszystkim z Enterprising Young Men, i dość rzadko wykorzystywany, ale narracyjnie bardzo ważny, wygrywany przez chińskie skrzypce erhu, motyw Spocka (w sequelu wraca w pełnej wersji, choć w czysto orkiestrowej aranżacji, w Buying the Space Farm). Jego rola narracyjna była tak wielka, ponieważ to przemiana Wolkanina była emocjonalnym fundamentem filmu. W Into Darkness chodzi przede wszystkim o zestawienie dwóch adwersarzy - Harrisona i Kirka - na co zwracali uwagę nawet sami aktorzy. Melodia Harrisona, co prawda zwłaszcza w jej koncertowej wersji, niestety nieobecnej na albumie, jest naprawdę mocna i mroczna. W czasach, kiedy kinowe czarne charaktery zyskują muzyczną tożsamość głównie za pomocą efektów brzmieniowych (czego precedensem był, przynajmniej w pewnym sensie, motyw Jokera w "Mrocznym Rycerzu", a za tym trendem poszedł także po części Iron Man 3 gdyż to, co słychać w utworach poświęconych Mandarynowi trudno nazwać złożoną melodyką), pełnoprawny temat składający się z dwóch funkcjonalnych części (ostinato i kontrastujący do niego dość powolny złowrogi motyw) brzmi prawie świeżo. Warto zwrócić także uwagę, że dramatyczny fragment na smyczki w Meld-merized i Brigadoom (delikatny utwór, jeden z najlepszych na płycie, w subtelny sposób budujący niepokój i ilustrujący jedną z najważniejszych scen całej historii) jest wyraźnie powiązany z Johnem Harrisonem, co ma bardzo duży sens fabularny. Od mrocznej i dramatycznej zapowiedzi do ekscytującej akcji kończącej film, cała ścieżka jest oparta w dużej mierze na tym materiale, dozowanym w sposób mniej lub bardziej subtelny. Ciekawym zabiegiem strukturalnym jest pod tym względem Ship to Ship, gdzie Giacchino na melodię czarnego charakteru nakłada dosłownie krótki fragment tematu Enterprise, co ma duży sens, ponieważ utwór ten w filmie ilustruje scenę, w której kapitan Kirk i Harrison muszą ze sobą współpracować.

Dochodzimy do tego, co tygrysy lubią najbardziej, czyli do muzyki akcji, która jest dość typowa dla Giacchino. Faktycznie, z wyjątkiem świetnego, rozpoczynającego The Kronos Wartet chóru krzyczącego w języku klingońskim (świetne mrugnięcie okiem do fanów serii w scenie, która dzieje się na głównej planecie Klingonów), jest ona typowa dla kompozytora, by nie powiedzieć nieoryginalna. Świetne skądinąd Earthbound and Down odwołuje się do "Medal of Honor: Underground", słychać także podobieństwa zwłaszcza do "Mission: Impossible - Ghost Protocol" (wspomniane The Kronos Wartet można by na przykład zestawić z Out for a Run). Oparcie na ostinatach to coś, co znamy już od czasu Zagubionych. Pytanie oczywiście brzmi, czy należy naprawiać to, co jest dobre (zgodnie z zachodnią domeną "if it ain't broke, don't fix it"). Może nie, ale Giacchino mógłby popchnąć swoją karierę trochę dalej (jest jeszcze względnie młody). Jednak zostawmy wady muzyki akcji i przejdźmy do największej zalety kompozytora w tym zakresie - zamiłowania do struktury. W dzisiejszych czasach Michael Giacchino jest najlepszym kontynuatorem metody ilustracyjnej Johna Williamsa i nakładania na siebie różnych tematów. Jest także mistrzem rytmu i partii perkusyjnych. W nowym "Star Treku" widać to szczególnie właśnie w muzyce akcji. Wspominałem już o jej oparciu na materiale (zwłaszcza ostinacie) Johna Harrisona, ale także i na pomniejszych motywach. To, w jaki sposób kompozytor posługuje się orkiestrą i nie pozwala wyjść na powierzchnię elektronice, zasługuje na uznanie. Chyba bez przesady można powiedzieć, że tradycjonalizm kompozytora w momencie, kiedy dominują metody ilustracyjne Remote Control, stanowi, mimo wielkiego osadzenia kompozytora w tradycji (uwielbia on bowiem czynić mniejsze lub większe hołdy dla mistrzów gatunku), powiew świeżości w dzisiejszej muzyce filmowej, co piszę z pełną powagą.

Ostatnie utwory ilustrują finałowe sceny nowego "Star Treka". Album ułożony jest tak, że początek filmu i jego koniec są w zasadzie pozostawione bez większych zmian, a jedynie w środku nastąpiła poważna edycja. Warp Core Values i Buying the Space Farm pochodzą z najbardziej dramatycznych sekwencji obrazu, będących dokładnym odwróceniem ról z podstawowego filmowego wzorca dla scenarzystów. Ostatnia akcja została zaś podkreślona znakomitym The San Fran Hustle, które jest dużym highlightem albumu, zwłaszcza kiedy w pełnej chwale wkracza temat Harrisona, podbijając emocje. Wcześniej zaś (jak się okazuje, na prośbę fana serialu wyrażoną na Twitterze) dołączył motyw akcji z legendarnej wśród fanów serii sceny walki między Kirkiem a Spockiem z odcinka "Amok Time". Oparcie całej sekwencji na zwalczających się i następujących po sobie tematach czarnego charakteru i fragmentów głównego tematu nowej serii charakteryzuje ten, bodaj najlepszy, utwór płyty. Kirk Enterprises to wylewne zakończenie, godzące typową lirykę Giacchino (znaną chociażby z Zagubionych) z tradycją emocjonalnych zakończeń w stylu Jerry'ego Goldsmitha. Chóralna aranżacja głównego tematu jest naprawdę ekscytująca i wykracza poza tak charakterystyczne dla autora "Super 8" wyciszenie lirycznych fragmentów jego twórczości. Ostatni utwór jest natomiast w pełni epickim, orkiestrowym i chóralnym, koncertowym wykonaniem głównego tematu, które znakomicie kończy dobrze zmontowany (choć zawierający braki) album, zwłaszcza że pojawia się także cytat ze słynnej fanfary serialowej.

Michael Giacchino to kompozytor niezwykle ciekawy, rozumiejący kino bardzo dobrze, ale także posiadający charakterystyczny dla siebie styl, który łączy ze swoją miłością do gatunku poprzez odwołania do tradycji. Mimo że wraz z J. J. Abramsem należy raczej do "obozu Gwiezdnych wojen", łączy to, co dla serii "Star Trek" nowe, czyli własny niepowtarzalny styl, z tym, co stare - czyli biorącą się z lat 70. i 80. strukturę oraz nawiązania do muzyki oryginalnego serialu. W filmie ścieżka ta wypada naprawdę dobrze, podkreślając emocje, zwłaszcza w momentach lirycznych i dramatycznych. Na przykład London Calling, nawet jeśli być może pierwsze wejście motywu Harrisona zdradza odrobinę za dużo i zbyt wcześnie (choć bardzo złowrogie ujawnienie tej postaci na ekranie może wyjaśnić taką, a nie inną decyzję ilustracyjną), wręcz kradnie show. Bardziej ostrożne wykorzystanie głównego tematu i zostawianie go dla najważniejszych scen także pomaga pod względem funkcjonalności. Materiał dla czarnego charakteru należy do najlepszych motywów w karierze twórcy, zarówno sama melodia, jak i ostinato, a Ode to Harrison polecam każdemu fanowi bardziej tradycyjnej muzyki filmowej. Ocena za album, ze względu na ciężar części materiału, powinna być o pół gwiazdki niższa, ale z uwagi na jakość samej muzyki postanowiłem ją zawyżyć. Giacchino nie zawiódł, do sprawdzonej formuły z pierwszej części serii dołożył nowy świetny temat. I wyszło naprawdę dobrze.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj