Gdy Transformers: Prime gościło na ekranach telewizorów, odstraszył mnie od niego bardzo dziwny typ animacji, dlatego do seansu podchodziłem ze sporą rezerwą i prawdopodobnie niezbyt wysokimi oczekiwaniami. W istocie podczas oglądania pierwszy kontakt z tą nietypową animacją jest dość specyficzny, ale szybko można się przyzwyczaić, zwłaszcza kiedy do gry wchodzą widowiskowe elementy. Po kilku odcinkach o mieszanych uczuciach od razu się zapomina i czerpie radość z oglądania coraz to efektowniejszych starć.
"Mrok gęstnieje" to pierwsze pięć odcinków, które pierwotnie były emitowany w formie miniserialu. Poznajemy tutaj Autoboty, Decepticony oraz ludzkich bohaterów, którzy, naturalnie, musieli być nastolatkami. To serial animowany skierowany do szerokiej publiczności, więc ten element był do przewidzenia. Udaje się jednak uniknąć niepotrzebnego banału i infantylności, które są często podstawą seriali animowanych. Dzieciaki nadal popełniają błędy, czasem zachowują się głupio, ale jest to przynajmniej pokazane w formie strawnej dla starszego widza i wyjaśnione fabularnymi zabiegami. Każda z postaci ma swoje specjalne cechy, które w trakcie rozwoju fabuły stają się równie przydatne Autobotom, co ich własne umiejętności. Główni bohaterowie po stronie Autobotów to grupa prostych charakterów, które od razu wzbudzają sympatię. Optimus nimi dowodzi i jest taki, jaki być powinien.
Jako że Transformers: Prime zostało stworzone przez scenarzystów aktorskiej kinowej serii, postacie transformerów wizerunkowo nawiązują do tego, co znamy. Na tym raczej kończy się związek, gdyż fabularnie serial idzie w inną stronę - ale bez wątpienia o wiele ciekawszą, niż Michaelowi Bayowi mogło się kiedykolwiek marzyć. Produkcja zaskakuje przemyślaną ciągłą fabułą - jest to szczególnie odczuwane przez pierwsze pięć odcinków. W kolejnych ta ciągłość nadal jest obecna, ale jak to przy serialach, główny wątek czasem znajduje się obok bieżących wydarzeń. Trzeba czymś wypełnić odcinki, by historii wystarczyło na ich dużą liczbę. Na nudę narzekać nie możemy - akcji jest sporo, misje Autobotów są różnorodne, nie brak także efektownych starć z Decepticonami i innymi wrogami oraz niekonwencjonalnych pomysłów. Jedyne, co może trochę irytować po jakimś czasie, to postać Starscreama, zastępcy Megatrona, który jest tak boleśnie kreskówkowym łotrem, jak to tylko jest możliwe.
Serial wyróżnia się także wyrazistą muzyką Briana Tylera (Iron Man 3), która bije na głowę szkaradne efekty pracy Steve'a Jablonskiego z kinowej serii. Świetnie buduje klimat i bawi się naszymi emocjami. Motyw przewodni od razu wpada w ucho i momentalnie mobilizuje, aby sobie go zagwizdać.
Pierwsze 10 odcinków Transformers: Prime to dla mnie pozytywne zaskoczenie. Spodziewałem się infantylnego serialu bazującego na legendzie, a zamiast tego dostaję kawał dobrej i efektownej rozrywki, w której nawet humor stoi na takim poziomie, że nieraz można się zdrowo pośmiać.
Na wydaniu DVD rozczarowuje jakość dźwięku. Wydawałoby się, że standard dolby digital 5.1 to już podstawa, która powinna być wszędzie. Niestety tu mamy oryginalny oraz polski dubbing w 2.0. Niestety, odbija się to na odbiorze, bo efekty dźwiękowe współgrające z muzyką nie robią tego samego wrażenia, jakie powinny robić w 5.1. A już kompletnym kuriozum jest brak jakichkolwiek napisów, które można byłoby użyć przy obcojęzycznej ścieżce dźwiękowej.
Wydanie DVD |
Dodatki: brak |
Język: angielski - 2.0., polski (dubbing) - 2.0., węgierski, rosyjski, czeski, rumuński |
Napisy: brak |