Z tym przypadkiem to może nieco przesada, bo pomysł na pacjenta, który lubi odczuwać ból i wsadza swojego członka w gniazdo szerszeni jest zaiste intrygujący. Szkoda tylko, że brakuje tutaj pewnej ciągłości. Kwestie leczenia są zaledwie wspomniane, a ciężar odcinka spada na relacje głównych bohaterów.
Najważniejsze są tutaj owe trudne decyzje, które każdego czekają. Webber nadal stoi na granicy poddania się w walce o zdrowie i być może późniejsze wykonywanie zawodu. Szkoda, że tak wspaniała postać musi leżeć w łóżku, bo bardzo lubiłem ją widzieć w akcji. Niewątpliwie jednak będzie mieć kilka ciekawych sytuacji w późniejszych odcinkach.
Rozwija się też sytuacja z ojcem Kareva. Dzięki temu jesteśmy w stanie domyślić się, dlaczego Alex stał się takim cynikiem. Jego ojciec, choć wydaje się czarującym gościem, tak naprawdę boi się odpowiedzialności, uciekając się do używek i alkoholu. Nie wiem, jak długo zostanie pociągnięty ten wątek, ale wydaje się ciekawy, bo skutecznie rozwija postać Kareva i jego przeszłość. A przecież dodatkowo mamy jeszcze kwestię jego związku. Przyznam szczerze, że trzymam kciuki za postać Alexa, bo jako jeden z nielicznych naprawdę dostał od życia w kość, więc należy mu się szczęście.
[video-browser playlist="634333" suggest=""]
Dalej też ciągniemy sytuację Arizony i Callie. Wychodzi na to, że Callie zaczyna kręcić z Murphy, młodą stażystką, co jest pomysłem ciekawym, ale ryzykownym. Kibicowałem tej dwójce (szczególnie po stracie Sloana) i nie wiem, czy wystawianie ich związku na próbę jest najlepszym pomysłem. Po śmierci Brooks w premierze sezonu może warto byłoby nieco wyciszyć atmosferę i dać choć chwilowe szczęście, zamiast wystawiać bohaterów na coraz to nowsze wyzwania zmieniające ich życie? Shonda Rhimes z Chirurgów zrobiła istny poligon doświadczalny, testując wytrzymałość postaci. Są emocje, ale czy aby o to chodzi? Powoli przestaję wierzyć we wszystkie zbiegi okoliczności, zastanawiając się, co jeszcze nieprawdopodobnego spotka naszych lekarzy.
Pozornie najlepiej wychodzi na tym Meredith. Jej związek się układa, wraz z Derekiem są szczęśliwi, do tego ich synek jest zdrowy, a z Zolą nie ma problemów. Byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że Meredith chce znów czynnie pracować, a trudno pogodzić rolę matki z obowiązkami chirurga. Boleśnie uświadamia jej to Cristina, której, bez urazy, szczerze nie znoszę. Wiem, że postacie geniuszów są często aspołeczne i trudne do wytrzymania, ale Yang irytowała mnie od samego początku i nie potrafię darzyć jej sympatią. Rozmowa pomiędzy nią a Meredith tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Na szczęście, znając Grey, ta się nie podda i wymyśli sposób, żeby realizować się także jako lekarz. Aby oddać sprawiedliwość, Yang również nieźle się obrywa. Nie dość, że zerwała z Huntem, to jeszcze jej były mąż znalazł sobie nową dziewczynę (i do tego wydaje się szczęśliwy).
Piąty odcinek to trudne decyzje. Bohaterów, ich partnerów i przyjaciół. To trudne decyzje odnośnie życia, postępowania, kariery zawodowej i spraw prywatnych. Nie jest łatwo, a twórcy nie pomagają, rzucając kolejne kłody pod nogi. Są emocje, a sezon trzyma poziom, choć powoli zastanawiam się, do czego to wszystko dąży.