W najnowszym odcinku główny bohater wchodzi w buty Batmana, w przebraniu przemierzając miasto nocą, a całość zyskuje mocno sensacyjny charakter. Sprawdźmy, czy to właściwa droga dla tego serialu.
Condor wciąż ogląda się całkiem przyjemnie, choć w bieżącym odcinku aż roi się od klisz fabularnych i utartych schematów. W zasadzie jedynym intrygującym motywem jest akcja na Bliskim Wschodzie prowadzona przez White Sands i Nathana Fowlera. Pozostałe wydarzenia nie imponują pomysłowością. Fabuła opiera się na wystąpieniu medialnym pewnego aktywisty, ujawniającego ważne informacje w kwestii strzelaniny w placówce w CIA. Caleb to były przyjaciel Joego Turnera, więc główny bohater, szukając sprzymierzeńców, stara się do niego dotrzeć. Nie jest to jednak proste, bo wciąż jest głównym podejrzanym w sprawie, a jego tropem, oprócz służb bezpieczeństwa, podąża również niebezpieczna agentka izraelskiego pochodzenia, pracująca teraz prawdopodobnie dla White Sands. Całe szczęście Joe ma sojuszniczkę w postaci swojej byłej zakładniczki Kathy Hale, która najwyraźniej kierowana syndromem sztokholmskim, ryzykuje życie dla swojego nowego przyjaciela.
Opowieść nie imponuje pomysłowymi rozwiązaniami, ale nie to jest niepokojące. Główna oś fabularna ma kilka momentów poważnie wpływających na powagę toczących się wydarzeń. O ile wcześniej serial robił wrażenie bardziej przystępnej dla masowego widza wersji
Homeland, teraz zbacza w rejony nieco infantylne. Przede wszystkim twórcy mają olbrzymi problem, aby jakoś kreatywnie wykorzystać postać Kathy Hale. Bohaterka włóczy się po domostwie, robiąc za głos rozsądku Joego, a jak już wychodzi na zewnątrz, to dostajemy tak słabą scenę, jak ta podczas zakupów w sklepie z amunicją. Niestety, przez postać Kathy
Trzy dni Kondora wpisują w się tendencję polegającą na wprowadzaniu na siłę wątków romantycznych do filmów i seriali. Ta produkcja zdecydowanie tego nie potrzebuje, a jeśli już, to nie w takim słabym wykonaniu. Twórcy próbują nadać głębię postaci Kathy poprzez artykułowanie jej wątpliwości i obaw, ale finalnie i tak zostaje ona damą w opałach, patrzącą tęsknym wzrokiem na swojego mężczyznę odchodzącego w ciemność.
Ciemność, w której Joe Turner czuje się jak ryba w wodzie. Główny bohater ma chyba we krwi szpiegowskie akcje, bo radzi sobie z nimi doskonale. Twórcy z chęcią prezentują jego sylwetkę w mrocznym krajobrazie, podkreślając sceny złowieszczą muzyką, sugerując że oto właśnie dzieje się coś bardzo niepokojącego. Przemiana genialnego analityka w bohatera ostatniej akcji była mało wiarygodna już wcześniej, na co zwracali uwagę krytycy i widzowie. Dało się przymknąć jednak na to oko, bo opowieść była dość zajmująca. Teraz nie da się tego zignorować. Można odnieść wrażenie, że twórcy nie poświęcili wystarczającą ilość czasu, aby pokazać przemianę bohatera w tym segmencie.
Problematyczne są również pozostałe postacie kobiece. Gabrielle Joubert, której poczytalność jest w tym odcinku stawiana w wątpliwość, pełni rolę terminatora, który nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć cel. Rozmowa z Bobem w samochodzie, mająca na celu naświetlić jej motywacje, niestety nie przekonuje. Tradycyjne antysystemowe pitu pitu, pokazujące antagonistkę jako wroga amerykańskich wartości, takich jak wolność czy kapitalizm. Sharla Shepard natomiast wydaje się tutaj zupełnie zbędna. Akcja w barze, mająca udowodnić, jak chwiejną jednostką jest ta bohaterka, pozbawiona jest jakiegokolwiek znaczenia fabularnego, chyba że kogoś interesuje to, że Sharla potrafi skopać tyłek mężczyźnie.
Światełkiem w tunelu jest złowieszcza rola White Sands i Nathana Fowlera. Akcja w Arabii Saudyjskiej toczy się na drugim planie bieżącej opowieści, ale ma piekielnie istotne znaczenie dla całego serialu. Wraz z Nathanem i jego pozytywnym futerałem na laptopa, obserwujemy kolejny etap rozprzestrzeniania się broni biologicznej. Wątek ten jest oszczędny w słowa, ale bogaty w akcję. Właśnie tak powinno pisać się współczesny serial, którego domeną ma być klasyczna konwencja „spy vs. spy”. Niestety duża część odcinka skupia się na pompatycznych przemowach i mało znaczących fabularnie wydarzeniach.
Szkoda, że serial
Trzy dni Kondora momentami jest tak bardzo przewidywalny. W najnowszym epizodzie brakuje zaskoczeń i scenariuszowych fajerwerków. Z niewiadomych przyczyn twórcy zamiast skupiać się na najbardziej intrygujących motywach, dają wiele czasu ekranowemu postaciom nieciekawym fabularnie ( Sharla, Kathy). Nie ma mowy jednak o równi pochyłej, bo wątek Nathana i White Sands gwarantuje dużo emocje w przyszłości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h