U ciebie czy u mnie? to nowość, jaką sprezentował nam Netflix idealnie na dzień zakochanych. Choć można sceptycznie podchodzić do romkomów, trzeba przyznać, że ta produkcja to miłe wspomnienie komedii romantycznych z lat ich świetności. I od razu uprzedzę głosy niezadowolenia związane ze schematyczną konstrukcją filmów – rzeczywiście, tytuł ten wpada po części w pułapkę gatunku, bo od razu wiemy, między którymi bohaterami rozkwitnie uczucie. Jednak seans jest przyjemny, całość dobrze się ogląda, a wątki humorystyczne naprawdę potrafią rozbawić. Akcja podąża za kobietą wychowującą wkraczającego w dorosłość syna. Kobieta nie jest zupełnie sama, gdyż pozostaje w kontakcie telefonicznym ze swoim wieloletnim przyjacielem. Niegdyś kochankowie na jedną noc, dziś najlepsi kompani, którzy codziennie ze sobą rozmawiają. Wzbudza to kontrowersje, gdyż przyjaźń zupełnych przeciwieństw raczej się wyklucza. A jednak! Bohaterowie świetnie się rozumieją mimo kompletnie różnego podejścia do życia. Ona kieruje się wyłącznie rozsądkiem, byleby – nie daj Boże! - nie narażać na stresowe sytuacje swojego dziecka. Poza tym uwielbia pamiątki, dom przepełniony miłością, kolorami i roślinami. On natomiast to lekko zdystansowany mężczyzna, który na co dzień żyje w surowym wnętrzu swojego mieszkania. Partnerki zmuszony jest zmieniać średnio co pół roku. Mimo tak wielu różnic wciąż potrafią znaleźć wspólny język. Brzmi to nierealnie? Odrobinę. Ale zwrot niefortunnych zdarzeń i konsekwencje wynikające z tak wielu odmienności mogą wywołać u widza wiele radości. Już na początku reżyserka Aline Brosh McKenna łamie stereotypy oklepanej komedii romantycznej. Oczywiście wiemy, kto wraz z napisami końcowymi będzie żył długo i szczęśliwie, a jednak przez większość czasu odchodzimy od banalnego scenariusza. Główni bohaterowie nie są skazani na siebie na każdym kroku, a przynajmniej nie wpadają w swoje ramiona przypadkiem na ulicy. Ich życie toczy się według własnego rytmu. Obydwoje coś sobą reprezentują, mają większe ambicje i twarde spojrzenie na świat, przez co odstawiają własne marzenia i pasje na bok. Jakby nie patrzeć, jest to życiowy film, w którym odnajdujemy cząstkę ludzkich słabości. Mimo że wszystkie te elementy oprawione zostały w ramy komedii, dostajemy porcję przyziemnych problemów, trosk i przewrotności losu. Zawarte w historii prawdy życiowe dotykają wielu złożonych kwestii. Możemy spojrzeć m.in. na zasady panujące wśród młodego i starszego pokolenia, a tym samym na pewne dziury we wzajemnej komunikacji. Choć film docelowo ma bawić i oczarować uczuciem głównych bohaterów, to jednak poboczne aspekty zostały rozwinięte na tyle, że relacja dorosłych nie przytłacza. Z jednej strony jest to pozytyw, że nie wszystko kręci się wokół dwójki zagubionych kochanków. Z drugiej zaś można filmowi zarzucić to, że chemia między bohaterami nie jest aż tak wyczuwalna. Oczywiście to wszystko ma pewny urok, ale U ciebie czy u mnie? nie jest typową słodziutką komedią romantyczną, która urzeka relacją. Momentami jest tu więcej humoru niż czaru. A szkoda, bo można było pokusić się o elementy rozpalające namiętność między postaciami. Tak naprawdę  zabrakło obrazu płomiennej miłości, więc jeśli jesteście spragnieni pikanterii lub widoku maślanych oczu, wybierzcie inną produkcję. Choć historia wymaga, by bohaterowie odkrywali w sobie piękne uczucie stopniowo, to jednak subtelne detale poprawiłyby odbiór filmu. Gra aktorska również gdzieniegdzie odstaje. Zarówno Reese Witherspoon, jak i Ashton Kutcher mieli swoje gorsze momenty. Czasem wydaje się, że Witherspoon recytuje swoje kwestie, co było irytujące. Stworzyli ciekawy, choć trochę oschły i pozbawiony wewnętrznego ognia duet.
materiały prasowe
+3 więcej
U ciebie czy u mnie? to na pewno przyjemny film, który nada się na relaksujący seans. Nie jest do przesady bajkowy, ma w sobie tę szczyptę przyziemności, więc może sprzyjać refleksji. Szkoda jedynie sposobu, w jaki chemia między głównymi bohaterami została przedstawiona. Mamy też kilka kiczowatych rozwiązań, które osłabiają całokształt, ale ogólny pomysł na historię szukających się partnerów wypadł ciekawie. Humor nie odpycha, a naprawdę trafia – spodoba się większości. Zatem czy warto obejrzeć U ciebie czy u mnie? z drugą połówką? Tak, seans z pewnością rozbawi i pozostawi w dobrym nastroju.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj