U ciebie czy u mnie? – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 10 lutego 2023Dwa przeróżne światy, które wzajemnie się wykluczają. A mimo to łączy je coś nietuzinkowego. Do tego gryzący głos rozsądku, stłumione uczucia i nutka przyziemności. Czy to wystarczy, aby nowa komedia romantyczna zawładnęła walentynkami?
Dwa przeróżne światy, które wzajemnie się wykluczają. A mimo to łączy je coś nietuzinkowego. Do tego gryzący głos rozsądku, stłumione uczucia i nutka przyziemności. Czy to wystarczy, aby nowa komedia romantyczna zawładnęła walentynkami?
U ciebie czy u mnie? to nowość, jaką sprezentował nam Netflix idealnie na dzień zakochanych. Choć można sceptycznie podchodzić do romkomów, trzeba przyznać, że ta produkcja to miłe wspomnienie komedii romantycznych z lat ich świetności. I od razu uprzedzę głosy niezadowolenia związane ze schematyczną konstrukcją filmów – rzeczywiście, tytuł ten wpada po części w pułapkę gatunku, bo od razu wiemy, między którymi bohaterami rozkwitnie uczucie. Jednak seans jest przyjemny, całość dobrze się ogląda, a wątki humorystyczne naprawdę potrafią rozbawić.
Akcja podąża za kobietą wychowującą wkraczającego w dorosłość syna. Kobieta nie jest zupełnie sama, gdyż pozostaje w kontakcie telefonicznym ze swoim wieloletnim przyjacielem. Niegdyś kochankowie na jedną noc, dziś najlepsi kompani, którzy codziennie ze sobą rozmawiają. Wzbudza to kontrowersje, gdyż przyjaźń zupełnych przeciwieństw raczej się wyklucza. A jednak! Bohaterowie świetnie się rozumieją mimo kompletnie różnego podejścia do życia. Ona kieruje się wyłącznie rozsądkiem, byleby – nie daj Boże! - nie narażać na stresowe sytuacje swojego dziecka. Poza tym uwielbia pamiątki, dom przepełniony miłością, kolorami i roślinami. On natomiast to lekko zdystansowany mężczyzna, który na co dzień żyje w surowym wnętrzu swojego mieszkania. Partnerki zmuszony jest zmieniać średnio co pół roku. Mimo tak wielu różnic wciąż potrafią znaleźć wspólny język. Brzmi to nierealnie? Odrobinę. Ale zwrot niefortunnych zdarzeń i konsekwencje wynikające z tak wielu odmienności mogą wywołać u widza wiele radości.
Już na początku reżyserka Aline Brosh McKenna łamie stereotypy oklepanej komedii romantycznej. Oczywiście wiemy, kto wraz z napisami końcowymi będzie żył długo i szczęśliwie, a jednak przez większość czasu odchodzimy od banalnego scenariusza. Główni bohaterowie nie są skazani na siebie na każdym kroku, a przynajmniej nie wpadają w swoje ramiona przypadkiem na ulicy. Ich życie toczy się według własnego rytmu. Obydwoje coś sobą reprezentują, mają większe ambicje i twarde spojrzenie na świat, przez co odstawiają własne marzenia i pasje na bok. Jakby nie patrzeć, jest to życiowy film, w którym odnajdujemy cząstkę ludzkich słabości. Mimo że wszystkie te elementy oprawione zostały w ramy komedii, dostajemy porcję przyziemnych problemów, trosk i przewrotności losu. Zawarte w historii prawdy życiowe dotykają wielu złożonych kwestii. Możemy spojrzeć m.in. na zasady panujące wśród młodego i starszego pokolenia, a tym samym na pewne dziury we wzajemnej komunikacji. Choć film docelowo ma bawić i oczarować uczuciem głównych bohaterów, to jednak poboczne aspekty zostały rozwinięte na tyle, że relacja dorosłych nie przytłacza.
Z jednej strony jest to pozytyw, że nie wszystko kręci się wokół dwójki zagubionych kochanków. Z drugiej zaś można filmowi zarzucić to, że chemia między bohaterami nie jest aż tak wyczuwalna. Oczywiście to wszystko ma pewny urok, ale U ciebie czy u mnie? nie jest typową słodziutką komedią romantyczną, która urzeka relacją. Momentami jest tu więcej humoru niż czaru. A szkoda, bo można było pokusić się o elementy rozpalające namiętność między postaciami. Tak naprawdę zabrakło obrazu płomiennej miłości, więc jeśli jesteście spragnieni pikanterii lub widoku maślanych oczu, wybierzcie inną produkcję. Choć historia wymaga, by bohaterowie odkrywali w sobie piękne uczucie stopniowo, to jednak subtelne detale poprawiłyby odbiór filmu. Gra aktorska również gdzieniegdzie odstaje. Zarówno Reese Witherspoon, jak i Ashton Kutcher mieli swoje gorsze momenty. Czasem wydaje się, że Witherspoon recytuje swoje kwestie, co było irytujące. Stworzyli ciekawy, choć trochę oschły i pozbawiony wewnętrznego ognia duet.
U ciebie czy u mnie? to na pewno przyjemny film, który nada się na relaksujący seans. Nie jest do przesady bajkowy, ma w sobie tę szczyptę przyziemności, więc może sprzyjać refleksji. Szkoda jedynie sposobu, w jaki chemia między głównymi bohaterami została przedstawiona. Mamy też kilka kiczowatych rozwiązań, które osłabiają całokształt, ale ogólny pomysł na historię szukających się partnerów wypadł ciekawie. Humor nie odpycha, a naprawdę trafia – spodoba się większości. Zatem czy warto obejrzeć U ciebie czy u mnie? z drugą połówką? Tak, seans z pewnością rozbawi i pozostawi w dobrym nastroju.
Poznaj recenzenta
Kamila MarkowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat