Ach, cóż to był za odcinek. Szekspirowski dramat, hitchcockowski thriller, komedia Barei... Rozmach niczym u Spielberga, romans jak w Romeo i Julii. Ucho Prezesa rozkręca się z odcinka na odcinek, a w tym tygodniu wydarzenia toczyły się w większości poza gabinetem na Nowogrodzkiej.
Oj, dostało się opozycji, dostało… Już pierwsze minuty epizodu pokazują, że Robert Górski z ekipą tym razem nie będzie miał dla niej litości. Znana dziennikarka, pani Magdalena, zapędzona w kozi róg podczas wywiadu radiowego, zaliczyła jedną z najbardziej kompromitujących wpadek roku. „Rządzący mnie prześladują i ograniczają prawa obywatelskie, tylko nie wiem, w jaki sposób”. Tak – to wydarzyło się naprawdę, a twórcy Ucha Prezesa nie mieli skrupułów, aby dać prztyczka w nos wszystkim tym, którzy lubują się w niekonstruktywnej krytyce.
Jak ta biedna opozycja ma poradzić sobie z mocarzem z Nowogrodzkiej, gdy sama nie potrafi wyłonić lidera? Rysiu, Grzesiu, Borys i Kamila stają w szranki na sejmowych korytarzach, próbując wyłonić najważniejszego. W swoich działaniach są tak nieporadni, zadufani w sobie, pyszałkowaci i megalomańscy, że ich konkury to prawdziwa beczka śmiechu.
Znów na scenę wchodzą aktorzy: Tomasz Sapryk i Lesław Żurek. O ile ten pierwszy swoją rolę buduje, opierając się głównie na szerokim uśmiechu i jasno białych zębach, to występ tego drugiego po raz kolejny jest prawdziwym majstersztykiem. Jego Rysiu to parodia na najwyższym poziomie. Widać to w sposobie mówienia, tonie, gestach, pozie i głupotach, które wylewa z siebie ten nowoczesny polityk. Kto by pomyślał, że ten serialowy przystojniak, znany głównie z komedii romantycznych, ma w sobie tak wielkie pokłady komediowego talentu?
Zabawny jest też symboliczny romans dwojga młodych przedstawicieli opozycji totalnej. Jak niegdyś Romeo i Julia, tak i teraz Borys i Kamila próbują głębokim uczuciem zjednoczyć swoje obozy. Niestety ci młodzi, piękni i błyskotliwy, zostają bardzo brutalnie potraktowani przez scenarzystów Ucho Prezesa. Takie płotki nie mają szans w konfrontacji z wytrawnymi graczami pokroju Rysia i Grzesia. Nie dla nich „stary niedźwiedź mocno śpi”.
Opozycja opozycją, jednak do najbardziej absurdalnej i kuriozalnej sceny doszło na Nowogrodzkiej. Złowieszczy wybuch radości Prezesa, będący odpowiedzią na informację o zbliżającym się spotkaniu z prezydentem, to jeden z lepszych momentów w omawianym odcinku. Bardzo prawdopodobne, że wkrótce powstaną książki i prace doktorskie o sposobie, w jaki Robert Górski zagrał Prezesa, podczas tego nieskrępowanego wybuchu sardonicznych emocji (czy nie widzieliśmy kiedyś podobnych zachowań podczas obrad sejmowych?).
Tymczasem drzwi gabinetu na Nowogrodzkiej się uchylają i wchodzi tam… znany youtuber wcielający się w bardzo charakterystyczną postać! Wysoki, rudy, brodaty. To zdecydowanie nie jest prezydent. W odwiedziny przybył Adrian, ale nie ten, co trzeba. Lewicowy rewolucjonista swoim tubalnym głosem karci Prezesa i Mariusza, rzuca kilka nośnych haseł, a następnie oddala się szybkim krokiem. Opozycja zdecydowanie szuka lidera nie tam, gdzie trzeba.
Ten nagły zwrot akcji jest preludium do swoistego cliffhangera. Po wstrząsającym spotkaniu z „lewicowym wichrzycielem” Prezes wstaje zza biurka i udaje się do Belwederu. Czy to oznacza, że w kolejnym odcinku nastąpi pierwsze w historii serialu spotkanie prezydenta ze swoim Szefem? Wszystko wskazuje na to, że odbędzie się ono poza murami siedziby partii rządzącej. Zakładając, że w naszej bieżącej rzeczywistości politycznej obędzie się w najbliższym tygodniu bez trzęsienia ziemi, jest szansa, że dostaniemy bardzo interesujący odcinek.