Ano tak. Kto zna historię tego imprintu (lub po prostu przeczytał ostatnią recenzję), powinien wiedzieć, że w 1610 Spidey pojawił się przed Ultimates - zarówno w chronologii wydawniczej, jak i tego konkretnego świata. W końcu we wspomnianym komiksie jest nawet panel, na którym walczy z Hulkiem. Dlaczego więc tak to przekręcono? Nie mam pojęcia, a niestety nie jest to pierwszy raz. Jasne, ktoś powie, że w tym przypadku to za dużo nie zmienia, bo obie historie nie mają ze sobą żadnego związku, i z tym się zgodzę. Nie jest to zbyt duży problem, szczególnie w porównaniu do niektórych poprzednich wydań; tutaj wszystko rozbija się o to, że nie pojawił się w niej jeszcze najważniejszy event Marvela z pierwszej dekady XXI wieku – "Civil War". Bez znajomości tej historii trudno będzie zrozumieć nowym czytelnikom, czemu pomiędzy Iron Manem i Pająkiem jest wyczuwalne napięcie w "Pięciu koszmarach" lub co kieruje Thorem w "Odrodzeniu". To samo można powiedzieć choćby o pomieszanej kolejności wydań "Upadku Avengers" i "Impasu" (zresztą trudno mi zrozumieć, w jakim celu "Impas" został w ogóle wydany), a to tylko niektóre przykłady. Naprawdę nie mogę pojąć, dlaczego Kolekcja nie może trzymać się odpowiedniej kolejności, jeśli ma zamiar wydawać historie, które się ze sobą łączą lub z siebie wynikają. Chyba możemy być szczęśliwi, że "Zimowy żołnierz" nie został wydany, zaczynając od drugiego tomu.

Wracając jednak do tematu, autorami "USM" są Brian Michael Bendis oraz Mark Bagley. Połączenie ciekawe, ponieważ składa do pary jednego znanego artystę z drugim, który rozpoznawalny był bardziej undeargroundowo. Star power Bagleya miało przyciągnąć do komiksu tych, którzy pamiętają go sprzed kilku lat z "Amazing". Dzięki temu kilkuletniemu runowi stał się jednym z najbardziej znanych i lubianych pajęczych artystów. To Bendis był tutaj niewiadomą, w co oczywiście dzisiaj trudno uwierzyć, ponieważ złośliwi mogliby powiedzieć, że to w jego rękach leży praktycznie wszystko, co Marvel ma. Ale tak to było. BMB, wtedy jeszcze indie, wymyślił, jak odświeżyć historię Petera Parkera i dopasować ją do nowego tysiąclecia. Pete wciąż był nielubianym nerdem, nad którym znęcał się Flash Thompson. Dalej żył z ciotką i wujkiem. Jednak szkoła nie była dla niego tylko katorgą, w końcu miał tam dwójkę bliskich przyjaciół – Harry'ego Osborna i Mary Jane Watson. Tak, tak, w liceum, a nie na studiach, i tak, dokładnie jak w późniejszym filmie Sama Raimiego czy serialu animowanym "Spectacular Spider-Man". Zmiany Bendisa dosyć szybko przyjęły się w środowisku komiksowym i przeniknęły do innych mediów.

Sama historia oczywiście dotyczy powstania Człowieka Pająka. Tym razem zamiast piętnastu stron jednego komiksu zajęło to kilka dobrych numerów. Ale szczerze mówiąc, BMB nie ma szans w starciu ze starą jak świat historią napisaną przez Stana Lee. Stan na kilkunastu stronach zawarł o wiele więcej treści i emocji niż Bendis u siebie. Choć jest to nierozerwalnie związane z tym, że jest to wczesny Bendis, a to czuć. Często akcja jest dosyć prosta, mało ekscytująca, a przejścia pomiędzy scenami zbyt gwałtowne. W przeciwieństwie do filmów Sama Raimiego, które swoim klimatem bardziej nawiązywały do srebrnej ery, Ultimate starał się osadzić wszystko we współczesnym i prawdziwym świecie, dlatego Peter zamiast być fotografem, zarabia, zajmując się stroną internetową Daily Bugle. I dlatego też trudno mi przełknąć fakt, że wielki, genetycznie zmodyfikowany pająk z tajnego eksperymentu mógł tak łatwo uciec od zajmujących się nim naukowców, a po tym, jak ugryzł Pete'a, ten odleżał swoje w łóżku u szkolnej pielęgniarki i nikt się więcej nim nie przejmował. Ale mimo wszystko są tu główne składowe tej historii: Peter zarabiający na swoich mocach, sława, zignorowanie przestępcy, śmierć wujka Bena. Jest też Zielony Goblin, który staje się pierwszym przeciwnikiem Spider-Mana. Ba, znalazło się nawet nawiązanie do śmierci Gwen Stacy, a to wszystko okraszone świetnymi/średnimi/słabymi rysunkami Bagleya. Zależy kogo zapytać - ja osobiście nie przepadam za stylem komiksów z lat 90., więc trochę męczyłem się, czytając ten tom.

"Moc i odpowiedzialność" to początek trwającej do dziś serii, która nieprzerwanie pisana jest przez Briana Michaela Bendisa, a choć zebrane w tym tomie siedem zeszytów nie jest najlepszą historią w dziejach komiksów, to na pewno warto ją przeczytać, jeśli chce się wejść w świat Ultimate. Ja byłem wniebowzięty, czytając ją, kiedy była po raz pierwszy wydana w Polsce lata temu; dopiero teraz zaczynam narzekać. Ale co poradzę - to nie jest mój Spider-Man.


Recenzent jest autorem bloga kapitanpolska.wordpress.com

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj