Uncanny X-Force #03: Inny świat to kolejna odsłona znakomitej serii o drużynie antybohaterów, którzy tym razem jawią się nam już jako pełnoprawna rodzina. Nawet jeśli dysfunkcjonalna, to i tak z miejsca ją pokochamy.
Jeśli po lekturze poprzednich tomów zastanawialiście się nad tym, czy ta seria faktycznie jest jedną z najlepszych, jakie ukazują się na polskim rynku,
Uncanny X-Force #03: Inny świat powinno rozwiać w tej materii wszelkie wątpliwości. Jest tu bowiem wszystko to, czego w komiksach poszukuje każdy szanujący się fan trykociarzy: większe niż życie jatki, zaskakujące zwroty akcji, pogłębianie psychologii postaci, nieoczekiwani goście, wisząca w powietrzu zagłada, a całość zostaje w dodatku przyprawiona stonowanym, choć często humorystycznym sosem. I tak doskonale nam znana z poprzednich odsłon serii dysfunkcyjna drużyna tytułowych bohaterów z jednej strony staje się już rodziną pełną gębą, z drugiej zaś wcale nie chce zapomnieć o swoich superbohaterskich korzeniach. Idzie więc o los niewinnych, ale także o swojego przyjaciela - walka na dwóch frontach fabularnych wychodzi członkom X-Force tak dobrze, jak tylko się da.
Tytułowy Inny Świat to przedziwna lokacja - kiedyś jej bajkowy krajobraz kształtowały wróżki, skrzaty i jeszcze dobroduszni czarodzieje. Teraz za każdym rogiem czai się tu zniszczenie i pożoga. Nie może być inaczej, skoro swoje piętno na tej krainie odcisnął najazd armii dowodzonej przez tajemniczego czarnoksiężnika. X-Force jako korpus mający zaprowadzić pokój? Brzmi przewrotnie, ale w tym szaleństwie z pewnością jest metoda. Na drugim biegunie fabularnym pojawia się oskarżenie Fantomexa o straszliwą zbrodnię. W tle planowana jest już egzekucja, Korpus Kapitanów Brytanii nie zamierza w tej sprawie odpuścić. Protagoniści muszą więc i pomóc wyswobodzić się mieszkańcom Innego Świata z kajdan zniewolenia, i ruszyć swojemu kompanowi na ratunek. A przecież w tym tomie pojawią się jeszcze śmiertelnie niebezpieczni Purifiers...
Scenarzysta
Rick Remender, wspierany jeszcze dodatkowo przez
Rob Williams, prawdopodobnie jeszcze bardziej niż w poprzednich odsłonach serii popuszcza wodze fantazji, raz po raz zatracając się w twórczym szaleństwie. Pal już licho to, co jest najsilniejszą stroną jego opowieści - doskonale rozpisane relacje między postaciami; tym razem będziemy mieli okazję zapoznać się z całym korowodem dziwacznych istot, zastanowić się nad kondycją fanatycznych grup i poprzez nie badać psychologię tłumu, czy raz jeszcze dostaniemy szansę na wyprowadzenie analogii do realnego świata; tu w roli uciśnionych oczywiście wystąpią mutanci. Remender, choć do całej historii podchodzi z rozmachem, ani na moment nie zapomina o detalach i smaczkach, które już wcześniej zdążyli pokochać czytelnicy. Nie zabraknie więc kolejnych tarć na linii Wolverine - Deadpool; nawet jeśli pierwszy z nich robi tu za tego rozsądnego, czasami swoistego ojca grupy, drugi zaś za klauna, to ten tom najdobitniej udowadnia, że gdzieś podskórnie obaj wskoczyliby już za sobą w ogień. Scenarzyście zupełnie nienachalnie przez całą swoją opowieść udało się naszkicować rodzące się, para-domowe ognisko, które otuli swoim ciepłem wszystkich tytułowych bohaterów. Kiedy do tego doszło? Najlepsze może być to, że trudno odpowiedzieć na to pytanie. A przecież każda nowa postać, z pojawiającym się w tej serii Kapitanem Brytanią na czele, wydaje się idealnie pasować i do tempa narracji, i do śledzenia przygód protagonistów.
Warstwa wizualna po raz kolejny jest dziełem całej eskadry rysowników, w której znaleźli się choćby
Billy Tan,
Simone Bianchi,
Phil Noto,
Greg Tocchini czy Jose Villarrubia. Takie podejście skutkuje oczywiście całą mozaiką stylów, które nie tylko świetnie okraszają poszczególne wątki historii, ale również w nieoczekiwany sposób wzajemnie się dopełniają. Zwróćmy uwagę, jak często opowieści z bardziej realnymi i brutalnymi ilustracjami zostają poprzedzone tymi, w których rysownicy odważnie stawiają na styl rodem z kreskówek, niekiedy podchodzący nawet pod kanciaste kształty i wzorce. Istotne dla oceny oprawy graficznej są także nieustanne zmiany perspektywy; większość z pracujących nad serią rysowników rozmiłowała się w kadrach, w których na bohaterów patrzymy z dołu, mogąc tym samym dostrzec całą masę pozornie ginących w całej historii detali (przypomnijcie sobie o tym zwłaszcza wtedy, gdy natraficie na wszystkie wątki związane z Kapitanem Brytanią).
Jest w tomie
Uncanny X-Force #03: Inny świat scena, w której część drużyny X-Force, jak gdyby nigdy nic, raczy się alkoholem, deliberując jeszcze o życiu, śmierci i całej reszcie. Co prawda chwilę później ten błogosławiony spokój zostanie przerwany przez furiatkę Lady Deathstrike, ale cała sekwencja kapitalnie pokazuje, z jaką komiksową serią mamy tu do czynienia. X-Force to przecież zawadiacy, nieprzewidywalni szaleńcy, nad którymi doprawdy trudno zapanować. Rick Remender sprawił jednak, że każdy z członków grupy odnalazł kompana, w którym mógł przejrzeć się jak w lustrze, i dzięki temu na chwilę zatrzymać, podumać nad własnym losem. Lada moment odstawią kufle i znów ruszą do boju, lecz to właśnie tu, gdzieś w zapomnianej przez świat spelunie, przy przyciemnionym świetle i zaraz obok typów spod ciemnej gwiazdy, poznajemy prawdę o tytułowych bohaterach. Lepszej niż ta seria okazji na to, by zrozumieć, że są nam znacznie bliżsi, niż mogliśmy zakładać, zapewne w najbliższym czasie mieć nie będziecie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h