Egmont nie zwalnia tempa i prezentuje polskim czytelnikom kolejny tytuł spod szyldu Marvel Now. Akurat decyzji o wydaniu Uncanny X-Men trzeba przyklasnąć, ponieważ scenarzysta serii, Brian Michael Bendis, błyszczy tu w wielu momentach pisarską formą.
W historiach o X-Men z ostatnich lat największą ewolucję przeszedł Scott Summers. Z harcerzykowatego superbohatera stał się zgorzkniałym wywrotowcem, u którego boku stoi sam Magneto. Polscy czytelnicy nie mają łatwo - kwestia przemiany duchowej Cyclopsa traktowana jest u nas po macoszemu, ale dzięki wydanemu w ramach WKKM albumowi Rozłam znamy przynajmniej przyczyny konfliktu, który kiedyś doprowadził do rozbicia (który to już raz) jedności X-Men oraz rozejścia się dróg Wolverine'a i Cyclopsa. O tym, że ci dwaj nigdy zbytnio za sobą nie przepadali, wiadomo od dawna, ale w ich wzajemnej niechęci chodziło raczej o uczucie do tej samej kobiety. Chyba mało kto przypuszczał, że przyjdzie taki czas, kiedy obaj bohaterowie w zasadzie zamienią się miejscami - Logan zostanie dyrektorem szkoły i będzie mu zależało przede wszystkim na bezpieczeństwie podopiecznych, a Summers stanie się duchowym spadkobiercą Magneto i młodych mutantów będzie traktował jak swoich żołnierzy.
Między wydarzeniami z Rozłamu i Uncanny X-Men, Vol. 1: Revolution działo się jeszcze bardzo wiele, a najwięcej w crossoverze Avengers vs. X-Men, którego bezpośrednie następstwa możemy obserwować w nowej serii Marvel Now. Scott Summers po ucieczce z więzienia ukrywa się ze swoją grupą i przede wszystkim zbiera rekrutów do tytułowej rewolucji. Bendis ciekawie kreuje tu postać bohatera zupełnie innego, niż pamiętamy choćby z filmowych seansów. Cyclops to mutant, który przeżył już w życiu bardzo wiele - głównie rozczarowań - i w efekcie nabrał przekonania, że mutanci o własną przyszłość muszą z pełną świadomością zawalczyć, nawet jeśli będzie to musiało być okupione ofiarami, zarówno po stronie X-Men, jak i ludzi.
Czytelnikowi naprawdę trudno przyzwyczaić się do tak odmienionego, przypominającego Magneto bohatera, ale fakt, że to właśnie Cyclops doznał tego rodzaju przemiany, tylko wzmacnia i uwiarygodnia przekaz. Mamy zatem Summersa zgorzkniałego, po części złamanego tym, co uczynił przed wydarzeniami z Rewolucji, ale także wierzącego w swą misję i niedostrzegającego innych możliwości, skoro wszystkie ścieżki przez lata prób budowania współpracy z ludźmi nie zadziałały tak jak powinny. A zatem - Summers fanatyk czy racjonalista? Spójrzmy, kto za nim poszedł: Magneto, Emma Frost, Magik (Illiana Rasputin) i jeszcze trojaczki Stepford. Ekipa, w obecności której czulibyśmy się raczej nieswojo. Ale przecież jest też Angel (i to ten oryginalny, z pierwszego składu X-Men) oraz sympatyczni, nie do końca zdający sobie sprawę z tego, co się wokół nich dzieje, młodzi mutanci.
Jeśli chodzi o Stepford Cuckoos i Angela, to chyba gdzieś już o tym czytaliśmy. Owszem, przecież do rewolucji Scotta Summersa nawiązuje seria All-New X-Men, w której do współczesności została sprowadzona drużyna oryginalnych X-Men (w tym młody Cyclops), a ich głównym zadaniem staje się przemówienie do rozsądku rewolucjoniście. Bardzo dobrze się stało, że w postaci Uncanny X-Men dostaliśmy uzupełnienie tego cyklu - dopiero szersze spojrzenie na perypetie superbohaterów z genem X daje nam pełne wyobrażenie tego, jak poważnie twórcy traktują ich losy. Historia X-men w XXI wieku składa się na wielką epopeję o znamionach rozległej sagi, a wszystko po to, by pokazać ewolucję postaw poszczególnych członków tej społeczności. To wręcz odpowiednik imponującego rozmachem, wielosezonowego serialu, który przez wiele lat potrafił przykuwać uwagę i przywiązywać do siebie odbiorców. Owszem, może i ma momenty lepsze i gorsze, ale to właśnie dla tych pierwszych warto wciąż uważnie śledzić tę historię.
Pierwszy tom Uncanny X-Men z pewnością należy do tych lepszych momentów. Mniej mamy tu walk, a więcej dialogów i rozmyślań bohaterów (szczególnie dotyczących kwestii częściowo utraconych mocy) - jakby nagle Bendis przypomniał sobie, w czym naprawdę jest świetny. Dlatego czekają nas tu rozterki, wątpliwości i pobożne życzenia poszczególnych postaci, ale także spora dawka rozbrajającego humoru w wykonaniu superbohaterskich świeżynek, a także sceny niespodzianki, jak ta, w której ścigający grupę Summersa Avengers zostają w efektowny sposób powstrzymani przez jedną, młodą mutantkę, notabene będącą wielką fanką Kapitana Ameryki. Do listy zalet dorzucić trzeba jeszcze rysunki Chrisa Bachalo, operującego nienachalną, cartoonową kreską i przede wszystkim czującego wagę historii oraz przeżyć bohaterów, czemu często daje wyraz, tworząc zaskakujące kompozycje poszczególnych plansz. Oprócz Cyclopsa duże wrażenie robi trochę mniej znana polskim czytelnikom superbohaterka, czyli Magik, która z każdą kolejną stroną wyrasta na kluczową postać pierwszego tomu. W ostatnim zeszycie pałeczkę rysownika przejmuje Frazer Irving i dzięki jego niepokojącym wizjom Limbo nie tylko odczuwamy estetyczną przyjemność, ale też zachodzimy w głowę, w jakim kierunku podąży fabuła, ponieważ w końcówce ekipa Scotta Summersa znajduje się w mało komfortowym położeniu. Na ciąg dalszy musimy jednak jeszcze trochę poczekać. Oby wydawnictwo Egmont dostarczyło nam kolejnej porcji tej inteligentnej rozrywki jak najszybciej.