Tom Holland bierze krótką przerwę od bycia Spider-Manem i wciela się w kultową postać dla wszystkich posiadaczy konsoli PlayStation – Nathana Drake'a. Jak wyszło? Sprawdzamy w naszej recenzji.
Gdy PlayStation wypuściło w 2007 roku swój oryginalny tytuł
Uncharted: Drake’s Fortune, gra momentalnie stała się wielkim sukcesem. Gracze na całym świecie szybko polubili Nathana, który niczym połączenie Indiany Jonesa i Lary Croft przemierzał świat w poszukiwaniu zaginionych skarbów. Do dziś ten tytuł cieszy się taką popularnością, że jego odrestaurowana wersja jest dostępna na każdą generację konsol PlayStation. Nic więc dziwnego, że w głowie właścicieli Sony zakiełkował pomysł, by ten sukces przenieść także na kinowy ekran. O takich zamiarach słyszeliśmy od dawna, jednak wszystkie plany były z różnych powodów przez studio kasowane. Niby wszyscy chcieli, ale nikt tak do końca nie wierzył w sukces tego projektu. Może dlatego, że ekranizacje gier nie mają dobrej passy w kinie. Wszystko się jednak zmieniło w 2018 roku, gdy do sieci trafiła 18-minutowa fanowska produkcja wyreżyserowana przez Allana Ungara, w której w rolę Nathana wcielił się Nathan Fillion, prywatnie wielki fan serii. Studio wykorzystało tę prywatną inicjatywę jako sprawdzian, by przekonać się, jak zareagują fani. Efekt zaskoczył chyba wszystkich. Masa pozytywnych komentarzy przyśpieszyła decyzję o realizacji filmu.
Po 4 latach na ekran trafia więc pierwsza część przygód Nathana Drake’a, w którego rolę wcielił się tym razem nie Fillion, a
Tom Holland. Twórcy postanowili trochę odmłodzić głównego bohatera, dochodząc do wniosku, że
Uncharted nie będzie jednorazowym strzałem, a raczej serią. Dlatego potrzebują młodego aktora, który będzie się starzeć wraz z rozwojem franczyzy. Nie ma chyba lepszego wyboru niż Holland. Chłopak, który jest nie tylko charyzmatycznym aktorem, co udowodnił już choćby w trylogii Spider-Mana, ale także jest niezwykle wysportowany, co przy kinie przygodowym jest bardzo istotne.
Film w reżyserii Rubena Fleischera, twórcy chociażby
Zombieland,
Gangster Squad. Pogromcy mafii czy pierwszego
Venoma, postanowił pokazać origin story młodego Drake’a. Pokazując widzom, skąd on pochodzi, skupiając się nie tylko na tłumaczeniu widzom, skąd u niego taka fascynacja poszukiwaniem skarbów, ale także na ukazaniu złożoności charakteru postaci i przedstawieniu jego pewnych kompleksów związanych ze starszym bratem. To oczywiście nie jest historia totalnie zmyślona przez twórców scenariusza, a raczej rozwinięcie pewnych wątków dostępnych w grach. Pewnego dnia spotyka Victora „Sully'ego” Sullivana (
Mark Wahlberg), człowieka, który ponoć znał jego brata i wraz z nim szukał zaginionego skarbu. Jednak ich drogi z niewyjaśnionych dla nas powodów się rozeszły i teraz potrzebuje pomocy Nathana, by owe El Dorado odnaleźć. Problem polega na tym, że nie tylko oni go szukają. Do wyścigu dołączył Santiago Moncada (
Antonio Banderas), syn miliardera, który uważa, że zaginiona przed wiekami fortuna należy się jego rodzinie i nie cofnie się przed niczym, by ją odzyskać.
Uncharted jest świetnym filmem przygodowym pełnym zagadek i widowiskowych scen pościgów. Część z nich jest nawet żywcem wyciągnięta z gier jak choćby akcja rozgrywająca się w samolocie, którego luk bagażowy zostaje otwarty i nasz bohater musi skakać pomiędzy wypadającymi z niego ładunkami. Wygląda ona tak samo jak w
Uncharted 3: Drake’s Deception. I pomimo dużego wykorzystania CGI przy takich scenach, mają one w sobie pewną magię i dostarczają widzom odrobinę adrenaliny. Wiemy przecież, że nasz bohater przeżyje, ale wciąż czujemy pewne niebezpieczeństwo, gdy Nathan skacze z palety na paletę. Co świadczy tylko o tym, że reżyserowi świetnie udało się ową scenę zrealizować.
Tom Holland jest świetnym Nathanem. Aktor nie tylko jest do tej postaci fizycznie bardzo podobny, ale udało mu się również skopiować jego charyzmę. Pomaga także fakt, że Holland jest bardzo wysportowanych człowiekiem i większość akrobacji na ekranie wykonuje sam bez potrzeby wykorzystywania dublera. Co za tym idzie Fleischer wiele scen akcji może kręcić z bardzo bliska. Widzimy na ekranie trud Hollanda, który biega, skacze, zwisa na linach. Kupujemy jego ból i czasami strach, bo są one prawdziwe. Dzięki niemu ten film nabiera pewnego tempa i charakteru.
Podobnie jest z
Tati Gabrielle grającą bezwzględną najemniczkę Braddock, która jest godnym przeciwnikiem dla młodego Drake’a. Nie jest jakimś niezniszczalnym wrogiem, z którym nasz bohater nie ma szans. Są raczej z podobnej ligi, co bardzo wyrównuje filmowy pojedynek.
Problem mam niestety z Markiem Wahlbergiem, który jakoś nie może się w tej produkcji odnaleźć. Jest on bardzo atletycznym mężczyzną, ale zupełnie nie jest to wykorzystane przez twórców. Sullivan w filmie jest dużo młodszy niż w serii gier, co powinno dawać scenarzystom większe możliwości, by jego postać jakoś fizycznie bardziej zaangażować w fabułę. Niestety jego rola zawęża się do sarkastycznych komentarzy i w sumie niczego więcej. Jest on raczej takim cwaniakiem z New Jersey niż mentorem dla młodego Drake’a.
Uncharted jest fajnym, widowiskowym kinem przygodowym w starym stylu, w którym nie liczy się tylko charyzma głównego bohatera, ale także ciekawe zagadki. Nie jest to próba chamskiego spieniężenia znanej marki. W mojej ocenie jest to lekkie kino przygodowe, które potrafi dostarczyć widzom sporo rozrywki. Wcale bym się nie obraził, gdyby ta przygoda była kontynuowana właśnie w takim rozrywkowym duchu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h