Fallen Angels zabierają nas z powrotem na Caliban – teraz odmieniony i pozbawiony lasów, przygotowany, by udźwignąć ciężar zaopatrzenia I Legionu w osprzęt i rekrutów, co jest konieczne, by dalej wypełniać polecenia Imperatora. Nawet Skała, forteca niegdyś należąca do Zakonu, zmieniła się  i wracający wojownicy I Legionu, ze sławnym Lutherem na czele, nie poznają już swojego domu. I choć większość nie chce wierzyć, że odesłanie ich do domu oznacza tak naprawdę wygnanie, wielu oficerów szybko zdaje sobie z tego sprawę. Ich genetyczny ojciec wyrzekł się ich, odesłał do domu, by pełnili wieczną wartę i szkolili rekruta, bez szans na chwałę. Żal wojowników jednak nie jest w połowie tak wielki jak żal Luthera – wychowawcy, a potem przyjaciela Liona El’Johnsona, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest to wygnanie. Co gorsza, nie wszystkim w smak są nowe rządy na Calibanie, powstała opozycja, która coraz śmielej zaczyna organizować rajdy na transporty czy kluczowe dla produkcji planety miejsca. Ale jest jeszcze coś innego, coś pradawnego, co wije się pod planetą, czekając na swój czas…. Jeśli Descent of Angels można było uznać za wspomnienia o nostalgiczne początku, z ledwie zarysowanym cieniem tragedii, która kiedyś nastąpi, tak Upadłe Anioły to już książka gorzka i pełna żalu. Mike Lee świetnie oddał rozgoryczenie wojowników, ich nikłą i szybko gasnącą nadzieję na odmianę losu. To właśnie ten ciężki, szary klimat jest bez wątpienia największym atutem książki, bo czytelnik czuje nadciągającą tragedię, pomimo niewielkich zwycięstw osiąganych przez protagonistów. W Upadłych Aniołach nawet te zwycięstwa są odarte z chwały czy radości, zaraz później okazuje się bowiem, że wiele z nich tak naprawdę nie ma znaczenia. Fabularnie przyjemnie nakreślony został również wpleciony w tle spisek mający na celu odłączenie Calibanu od Imperium, a zarówno prawdziwe intencje jak i tożsamość spiskowców są niejakim zaskoczeniem.
Źródło: Copernicus Corporation
Problem pojawia się w kwestii bohaterów, bo mimo że przedstawia się nam ich wielu, tylko niektórzy, tacy jak Zahariel el’Zurias, Luther, przywódcy spiskowców i generał wojsk Imperialnych są dobrze nakreśleni. Reszta zdaje się być nieco płytsza i słabiej zarysowana. Oczywiście było to przemyślane, bo cała reszta jest tylko tłem dla historii wyżej wspomnianych, jednak lekkie ubarwienie tego tła bez wątpienia nie przyćmiłaby głównych postaci. Niemal całość książki, tak jak zresztą w przypadku poprzedniej historii o Mrocznych Aniołach, opisana jest z punktu widzenia Zahariela, i między innymi dzięki temu historia pozostaje logiczna spójna, mimo, że dalszą część napisał już kto inny. Jeśli chodzi o samą fabułę, to również została zbudowana w dość intrygujący sposób – lepszy chyba, niż w Zstąpieniu Aniołów, bo nie tak przewidywalny. Co lepsze, udało się stworzyć dla głównego bohatera oponentów, których zachowanie rozumiemy i jesteśmy w stanie przyjąć ich argumenty lub chociaż je zrozumieć. Taka doza odcieni szarości bez wątpienia pasuje do  całej opowieści i do samego świata.
Fanów Herezji Horusa czy Warhammera nie trzeba do tytułu zachęcać, natomiast tych, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z tymi seriami czy z tym uniwersum, lepiej zachęcić, by sięgnęli najpierw po Zstąpienie Aniołów, bo zaczęcie od drugiego tomu historii bez wątpienia skonfunduje czytelnika.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj