Jeśli twoja szefowa, mistrzyni BHP, jest strzygą, co rusz grożącą ci śmiercią, chyba że zapchasz ją toną słodyczy, a jej wspólnik - półinkubem, który za pomocą mnóstwa lawendowych świeczek i zdrowego jedzenia bardzo stara się nie inkubować, przy czym w drodze do pracy lub na studia śledzą cię dziarskie staruszki w gołębich szarościach, to, drogi czytelniku, właśnie utożsamiłeś się z główną bohaterką Vice versaMileny Wójtowicz, Żanetą Wawrzyniak, której nerwy w powyższej powieści zostaną wystawione na poważne wyzwania. Kolejne, o ile ktoś zna pierwszą część przygód opisanych przez autorkę w Post scriptum.
Warto sięgnąć po oba tomy, bo wciągają czytelnika bez reszty, bez ceregieli pakując w świat osób nienormatywnych (patrz, niekiedy uważanych za monstra, a w każdym razie za istoty nie z tego świata), doskonale koegzystujących z ludźmi „normatywnymi”, co w końcu musi przyznać nawet emerytowana łowczyni potworów, niejaka Ludmiła Wawrzyniak, brzeski odpowiednik któregoś z braci Winchesterów. Na marginesie – składam wielkie podziękowania autorce za nawiązania do serialu Supernatural i ogólnie, wszelkie inne referencje kulturalne, oraz podkreślenie mocy piosenek Dawida Podsiadły.
Jeżeli ktoś lubi urban fantasy, jakże polskie okoliczności przyrody, miasteczko Brzeg, cudownie zarysowane postacie pierwszo- i drugoplanowe, zwariowane poczucie humoru lub historie pisane z werwą i przytupem, powinien koniecznie sięgnąć po twórczość Mileny Wójtówicz, a po Post scriptum i Vice versa zwłaszcza. Prócz wyżej wzmiankowanej chudziutkiej strzygi kochającej się w stylistyce gotyckiej, półinkuba, starającego się zostać lawendowym chochlikiem, Żanety, także nie do końca ludzkiej, bo posiadającej w antenatach dziada borowego oraz bardzo starszej łowczyni potworów, w Vice versa spotkamy także radosną szamankę, irytującego, acz niezwykle przyjacielskiego gnoma, zmorę w ludzkiej postaci, wilkołaki, a także ogromnego, złotego cusia. I ludzi, z których niektórzy okażą się przesympatyczni, a inni gorsi od tak zwanych potworów.
Jestem niezwykle mile zaskoczona jakością powieści mniej lub bardziej urban fantasy, które ostatnimi czasy spływają spod pióra utalentowanych autorek – Anety Jadowskiej, Marty Kisiel, Martyny Raduchowskiej i Mileny Wójtowicz. Każda z wymienionych autorek ma swój niepowtarzalny styl. Nie dublują się, nie powtarzają, po prostu tworzą własne uniwersa i robią to doprawdy w cudowny, warty podkreślenia sposób. Oby wszystkie nurty polskiej fantastyki rozwijały się w podobny sposób - a niektóre, i owszem, nie narzekajmy, tak właśnie się rozwijają.
Wracając do Vice versa Mileny Wójtowicz, wydawnictwo Jaguar po raz kolejny postarało się o całkiem przyzwoitą, choć nieco sztampową okładkę i poprawny skład, jednak nie przebijające skrzącej się humorem, miejscami lekkiej, a miejscami ciut poważniejszej treści, która obroniłaby się sama, nawet wydana na szarym papierze pakowym. Albowiem Vice versa Mileny Wójtowicz świetnym urban fantasy jest. Toteż z przyjemnością czekamy na trzecią część opowieści o brzeskich nienormatywnych i ich ludzkich przyjaciołach, w międzyczasie lubując się częścią drugą i na wszelki wypadek, patrz kryzys psychiczny lub nieopanowane wybuchy śmiechu, zaopatrzywszy się w pobliskiej cukierni w odpowiedni zapas słodkości.