Saga rodu Bies to trylogia Adama Fabera, popularnego pisarza młodzieżowej fantastyki, który wykreował w swoich powieściach magiczną krainę Jaar. Akurat w tym cyklu odgrywa ona mniejsze znaczenie, bo bohaterowie zamieszkują nasz świat i tylko sporadycznie przenoszą się do innych realiów. Nie oznacza to, że brakuje tu magii. Co to, to nie.
W przeklęta godzinę to finał tej trylogii. Dla przypomnienia – w dwóch pierwszych tomach (Raz wiedźmie śmierć, Wilk z lasu) Biesowie musieli ścierać się z ożywioną po latach protoplastką rodu, która – oględnie mówiąc – nie należy do najprzyjemniejszych osób. Nie było to łatwe zadanie i przysporzyło bohaterom wielu trudów i osobistych cierpień, w tym najpoważniejszej traumy – śmierci matki dwójki młodych bohaterów.
W przeklętą godzinę z jednej strony odwołuje się do procesu radzenia sobie ze stratą przez bohaterów: dzieci, męża, matkę. Jednocześnie jednak naświetla okoliczności śmierci i nadaje jej dodatkowy wymiar. Nie wdając się w szczegóły i nie zdradzając zbyt wiele z treści: było to związane z poświęceniem, którego echa teraz docierają do bohaterów i zmuszają ich do stawienia czoła nowemu zagrożeniu, w którym spore znaczenie odgrywa fantom z magicznego lustra.
Tak jak w przypadku wcześniejszych powieści, tak i tutaj mamy do czynienia także z wątkami pobocznymi. Sam tytuł odwołuje się do jednego z nich, czyli perypetii nastoletniej bohaterki Dragi, która w nieodpowiednim momencie naruszyła spokój nieboszczyka. Natomiast jej młodszy brat, Sat, zmienia szkołę i przeżywa pierwsze zauroczenie, którego obiektem jest kolega z klasy. Ich ciotka Agrea musi wywiązać się z umowy z piekłem, aczkolwiek ten wątek wyewoluuje w nietypowym kierunku. A to tylko niektóre z wątków, które pojawiają się także w powieści W przeklętą godzinę.
Jest więc uczuciowo i miejscami trochę melodramatycznie. Jednak w powieści nie zabrakło też miejsca – jak przystało na historię o rodzie czarownic – na sporą dawkę magii, rytuałów i dziwnych zdarzeń o nadprzyrodzonym charakterze. W każdym rozdziale coś się dzieje i nie sposób się nudzić podczas lektury.
Faber w swojej powieści nie moralizuje zanadto, ale fajnie pokazuje, że inność nie jest wadą. Udowadnia, że tolerancja to klucz do szczęścia, a największą krzywdę mogą uczynić nam najbliżsi. Jednocześnie to opowieść bardzo pozytywna, dająca nadzieję, że po każdym mroczniejszym okresie pojawia się promień światła i szansa na nową, szczęśliwą drogę życia. Może się wydawać to nieco banalne, ale dla docelowych czytelników Sagi rodu Bies – czyli wczesnych nastolatków – wsparcie i pokazywanie właściwej drogi jest ważne i konieczne z każdej możliwej strony.