Wampiry: Dziedzictwo operują prostymi środkami, bo w końcu ten serial takową rozrywkę proponuje i nigdy nie starał się być czymś więcej. Taka konwencja i takie decyzje nadal egzekwowane stały się zaletą, bo nikt nie próbuje przekombinować czegoś, co działa. Dlatego poświęcenie dużej części 6. odcinka na perypetie Landona w towarzystwie nekromanty sprawdza się wyśmienicie. Nie tylko dlatego, że czarny charakter jest wesoło przeszarżowaną postacią osadzoną w określonym stereotypie, ale jego rola działa, sprawdza się i bezapelacyjnie może się podobać. Mamy trochę humoru, trochę konfliktu i dość ważny finał, w którym Landon musiał przełamać swoją barierę, by wygrać i stamtąd uciec. Choć daleko mu do wolności, wiemy, że żyje i jest tutaj cel do osiągnięcia w postaci uwolnienia go z pułapki, w której jest Malivore. W tym aspekcie twórcom udało się solidnie wszystko rozpisać. Pod kątem kluczowych informacji o tworzeniu tego sezonu, istotny jest wątek w szkole, w której nagle zabrakło większości uczniów. Pamiętamy z poprzednich serii, że jednak tutaj zawsze krzątało się dużo postaci w tle, więc trudno dziwić się twórcom, że w dobie pandemii wymyślili sensowne usprawiedliwienie dla zmniejszenia międzyludzkich interakcji. To odbija się na całym serialu, bo mamy wiele scen, w których maksimum są 2-3 postacie i pojawiają się różne aspekty zapewniające większą kameralność. Wątek z nowymi potencjalnymi studentami jest poprawny, bo pozwala wprowadzić kilka postaci, które mogą w tej grupie stworzyć ciekawe dynamiki. Celujemy tu więc w większą różnorodność i urozmaicenie. Te aspekty są dostrzegalne w 7. odcinku, ale dopiero wybrzmiewają w ósmym. Efekt zostaje więc osiągnięty dobrymi środkami.
fot. The CW
+3 więcej
Cały 8. odcinek sprawdza się w formie rozrywkowej, bo motyw z aukcją dobrze rozkłada poszczególne akcenty. Pojawienie się skrzata znanego z legend, który tutaj ma wpływ na chęć wydawania pieniędzy, a one są potrzebne szkole wręcz desperacko, to dobry pomysł. Czuć, że twórcy znów bawią się powiązaniami z jakimiś znanymi popkulturowo „potworami”, by ciągle urozmaicać wątki i doprowadzać do nowych perypetii, dających solidny seans. Do tego bardzo sprawnie wykorzystują wątek do ciągłego dojrzewania bohaterów, którzy muszą sobie zdać sprawę z różnych problemów, z jakimi się borykają. Twórcy więc odznaczają każdy aspekt, jakiego powinni użyć w wątku mającym fabularne znaczenie. Trudno odmówić im konsekwencji w działaniach. W tym wszystkim istotna jest rola Hope, która dzięki wsparciu nowej przyjaciółki stara się poradzić ze śmiercią Landona. Może to wywoływać pewne kuriozalne wrażenie, bo w końcu śmierć w tym świecie jest zagadnieniem dość umownym. A emocje Hope czasem popadają w zbytnią skrajność i prostotę, gdy na tym etapie serialu twórców po prostu stać na więcej. Jako widzowie wiemy, że to jest uzasadnione, szczególnie, że Landon żyje, ale większe dopracowanie wątku byłoby wskazane dla lepszego efektu. Zwłaszcza w kwestiach relacji z innymi, bo zachowanie Hope w tych scenach buduje jej dziwne niezrównoważenie i antypatię. Kiepsko wypada historia Josie i jej przygód w szkole dla zwyczajnych dzieci. Brakuje tutaj emocji, podkreślenia dylematu bohaterki i jej siostry, jakiegoś problemu w zaadaptowaniu się do nowych warunków. Oparcie całego wątku na nowym romansie wypada przeciętnie, bez jakiegoś pomysłu czy większego celu. Przez to też wątek nudzi. Wampiry: Dziedzictwo budują dobry poziom rozrywki. Nie jest to forma dla każdego, ale dzięki temu ten serial jest w stanie trafiać do osób lubiących taką konwencję i fanów poprzednich seriali uniwersum.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj