Epizod A Trusty Steed skupiał się na zemście zaplanowanej przez Nela i Lee. Sam pomysł jest ciekawy, ale jego realizacja kulała. Można było bardziej rozbudować sekwencje samego wymyślania akcji, pokusić się o więcej rozmów na ten temat, może jakieś wyobrażenia. Całość sprowadzono do szybkiego obgadania pomysłu, a następnie totalnej demolki, która była najsłabszym punktem całej historii. Przekleństwa rzucane na prawo i lewo nie bawią; niszczenie wszystkiego, co było pod ręką, również. Podejrzewam, że zgodnie z zamysłem twórców, scena ta miała być śmieszna, ale nie była. Aktorzy też nie przyciągali uwagi. Zarówno Danny McBride, jak i Walton Goggins całą swoją energię skupili na krzykach, marnując przy tym możliwości pokazania innej strony swoich postaci. A mieli ku temu okazje, szczególnie, kiedy akcja przeniosła się do domu Lee. Konfrontacja z teściową czy dzielenie się „łupem” miały potencjał do stworzenia sytuacji opartych na błyskotliwej wymianie zdań. I na potencjale się skończyło. Równie dobrze mogłoby nie być tej części odcinka, gdyż nie wniosła zupełnie nic interesującego. No url Nieco lepiej było w The Field Trip. Problemy z nawiązywaniem kontaktów towarzyskich to wdzięczny temat, eksploatowany w wielu filmach i serialach. Widać było, że w takiej konwencji McBride czuje się jak ryba w wodzie. Akcja na stołówce była tego najlepszym przykładem. Z jednej strony czuć było prawdziwą chęć dopasowania się do kolegów, z drugiej przebijał ciężki charakter bohatera. Był to jeden z niewielu naprawdę zabawnych momentów Vice Principals. Sama wycieczka, mimo, że wszystko było do bólu przewidywalne, też mogła się podobać. Rywalizacja z Haydenem, który jest zdecydowanym przeciwieństwem Gamby’ ego, była zmianą na plus, szczególnie porównując to do zmagań z dr Brown. Próby podrywania Snodgrass i relacja z Abbott wzbudziły mieszane odczucia. W zależności od sceny, raz powodowały lekki uśmiech, by po chwili zmienić go w grymas. Jedno jest pewne: potwierdziły one, że męskie podboje Neala są, delikatnie mówiąc, kiepskie. Próba opanowania uczniów też. Dla widzów te odcinki też były próbą. Próbą wytrzymałości, cierpliwości, wytrwałości. I z przykrością muszę stwierdzić, że jestem rozczarowana. Serial komediowy, w którym humor bazuje tylko i wyłącznie na wulgaryzmach i chamstwie do mnie nie przemawia. Trzy 30-minutowe Wicedyrektorów odcinki sprawiły, że nie mam ochoty na więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj