Wicedyrektorzy: sezon 1, odcinek 2 i 3 – recenzja
Oglądając premierowy odcinek można było mieć nadzieję, że kolejne odsłony będą tylko lepsze. W końcu Wicedyrektorzy tworzeni są pod szyldem HBO, które na swoim koncie ma dużo świetnych produkcji. Niestety serial nie zachwyca.
Oglądając premierowy odcinek można było mieć nadzieję, że kolejne odsłony będą tylko lepsze. W końcu Wicedyrektorzy tworzeni są pod szyldem HBO, które na swoim koncie ma dużo świetnych produkcji. Niestety serial nie zachwyca.
Epizod A Trusty Steed skupiał się na zemście zaplanowanej przez Nela i Lee. Sam pomysł jest ciekawy, ale jego realizacja kulała. Można było bardziej rozbudować sekwencje samego wymyślania akcji, pokusić się o więcej rozmów na ten temat, może jakieś wyobrażenia. Całość sprowadzono do szybkiego obgadania pomysłu, a następnie totalnej demolki, która była najsłabszym punktem całej historii. Przekleństwa rzucane na prawo i lewo nie bawią; niszczenie wszystkiego, co było pod ręką, również. Podejrzewam, że zgodnie z zamysłem twórców, scena ta miała być śmieszna, ale nie była.
Aktorzy też nie przyciągali uwagi. Zarówno Danny McBride, jak i Walton Goggins całą swoją energię skupili na krzykach, marnując przy tym możliwości pokazania innej strony swoich postaci. A mieli ku temu okazje, szczególnie, kiedy akcja przeniosła się do domu Lee. Konfrontacja z teściową czy dzielenie się „łupem” miały potencjał do stworzenia sytuacji opartych na błyskotliwej wymianie zdań. I na potencjale się skończyło. Równie dobrze mogłoby nie być tej części odcinka, gdyż nie wniosła zupełnie nic interesującego.
Nieco lepiej było w The Field Trip. Problemy z nawiązywaniem kontaktów towarzyskich to wdzięczny temat, eksploatowany w wielu filmach i serialach. Widać było, że w takiej konwencji McBride czuje się jak ryba w wodzie. Akcja na stołówce była tego najlepszym przykładem. Z jednej strony czuć było prawdziwą chęć dopasowania się do kolegów, z drugiej przebijał ciężki charakter bohatera. Był to jeden z niewielu naprawdę zabawnych momentów Vice Principals.
Sama wycieczka, mimo, że wszystko było do bólu przewidywalne, też mogła się podobać. Rywalizacja z Haydenem, który jest zdecydowanym przeciwieństwem Gamby’ ego, była zmianą na plus, szczególnie porównując to do zmagań z dr Brown. Próby podrywania Snodgrass i relacja z Abbott wzbudziły mieszane odczucia. W zależności od sceny, raz powodowały lekki uśmiech, by po chwili zmienić go w grymas. Jedno jest pewne: potwierdziły one, że męskie podboje Neala są, delikatnie mówiąc, kiepskie. Próba opanowania uczniów też.
Dla widzów te odcinki też były próbą. Próbą wytrzymałości, cierpliwości, wytrwałości. I z przykrością muszę stwierdzić, że jestem rozczarowana. Serial komediowy, w którym humor bazuje tylko i wyłącznie na wulgaryzmach i chamstwie do mnie nie przemawia. Trzy 30-minutowe Wicedyrektorów odcinki sprawiły, że nie mam ochoty na więcej.
Poznaj recenzenta
Anna RokitaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat