Szpony i kły to konkursowa antologia opowiadań, które zostały osadzone w świecie Wiedźmina. Czy autorzy tekstów dorównują wyobraźnią i literackim kunsztem Andrzejowi Sapkowskiemu? Oceniamy.
Oto minęło trzydzieści lat od debiutu pierwszego opowiadania Andrzeja Sapkowskiego o wiedźminie Geralcie na łamach Nowej Fantastyki. Tak, do dziś pamiętam, jak czytałam je z wypiekami na twarzy, co dużo mówi nie tylko o moim słusznym wieku, ale i o samorodnym talencie do wyłapywania wartościowych tekstów. Ach, cóż się później nie działo – kolejne opowiadania, pięcioksiąg powieściowy, a kilka lat temu – na osłodę – Wiedźmin. Sezon burz. Garstka fanów zmieniła się w rzeszę, również dzięki kolejnym odsłonom gier CD Projekt RED osadzonych w wiedźmińskim uniwersum, które – nie bójmy się tego powiedzieć – poniosły kaganek oświaty pod strzechy, czyli w świat. Od pojawienia się pierwszej z gier także minęło już dziesięć lat – ach, jak ten czas szybko pędzi. O filmie i serialu Marka Brodzkiego ze scenariuszem Michała Szczerbica litościwie nie wspomnę, by nie przywoływać traumy.
Jednak miłośnikom Wiedźmina (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) wciąż mało jego przygód, więc zapewne z chęcią sięgną po zbiór fanowskich opowiadań – Wiedźmin. Szpony i kły wydany przez SuperNową i pobłogosławiony przez samego Andrzej Sapkowski. Ze 150 prac nadesłanych na konkurs literacki Nowej Fantastyki – świętującej 30-stkę Wiedźmina – wyłoniono 11 najlepszych i postanowiono dać im szansę na zaistnienie na forum publicznym.
W nader ciekawej przedmowie Marcin Zwierzchowski wyjaśnia, skąd wziął się pomysł na konkurs i jakże trudne stały się obrady szacownego jury, zasypanego nieoczekiwanie sporą liczbą dobrych tekstów, z których trzeba było wybrać najlepsze. Czy w istocie wytypowano najzacniejsze opowiadania? Trudno powiedzieć, nie znając tych odrzuconych, ale wydaje się, że w większości – tak.
Mimo mieszanki przeróżnych styli, mniej lub bardziej naśladujących sposób pisania Andrzeja Sapkowskiego – a najdoskonalsza „podróbka” wyszła spod pióra Piotra Jedlińskiego w Kresie cudów – bywa różnorodnie, klimatycznie i ogólnie nieźle warsztatowo, a momentami naprawdę oryginalnie, jak w przypadku bardziej humorystycznej Ballady o kwiatuszku. Jednak, co ciekawe i w pewnym sensie rozczarowujące, większość opowiadań w zbiorze Szpony i kły nie traktuje stricte o Geralcie, lecz o postaciach drugo- i trzecioplanowych wiedźmińskiego uniwersum.
Zwycięzca konkursu Nowej Fantastyki – Kres cudów Piotra Jedlińskiego – przyciąga językiem, opisami, dialogami, przemyśleniami i zwrotami akcji napisanymi iście w stylu Mistrza. Kanoniczni Geralt – białowłosy zabójca potworów z rozwiniętym poczuciem moralności i Jaskier – birbant, kobieciarz i samochwała natykają się na niecodzienną sytuację, którą niełatwo będzie rozwiązać.
Krew na śniegu Beatrycze Nowickiej zdaje się bardziej kobiece, łagodniejsze i smutniejsze, mimo biblijnej – i nie tylko – relacji Geralta z czarodziejką Koral (jak wiadomo, Biały Wilk ma słabość do czarodziejek jako takich), z piękną klamrą łączącą początek i zakończenie. Natomiast Ironia losu Sobiesława Kolanowskiego jest bardzo mocna emocjonalnie, gorzkawa, pisana z nietypowego punktu widzenia „potwora”, choć momentami męczy choreografią walk.
Co dwie głowy Nadii Gasik wnosi więcej humoru, zarówno w opisach, jak i dialogach. Bardzo ładnie naszkicowani Triss Merigold i wiedźmin Lambert z musu wchodzą w spółkę, którą z czasem zaczynają doceniać. Za to Katarzyna Gielicz w Skali powinności snuje nieco patetyczną opowieść o wiedźminie Coenie z Poviss i dziewczynie po przejściach, którą los postawi na jego drodze tylko po to, by mogli się dowiedzieć, że czasem należy ginąć za ideę.
W Bez wzajemności Barbara Szeląg opisuje historię rywalizacji trzech trubadurów, w tym Jaskra i Ellen Daven, łącząc aż dwie baśnie – Małą Syrenkę oraz Piękną i Bestię, obie kończąc katastrofą. W międzyczasie bohaterowie dużo mówią o tym, że nie kochają kogoś, po czym okazuje się, że kochali, ale na wszystko jest już za późno.
W Lekcji samotności Przemysław Gul przywołuje wspomnienia Mistrzyni Zakonu Czarodziejek, która niegdyś walczyła i na wojnie, i z potworami (w tym z ogromnym arachnidem), ratując kogoś, kogo nie powinna, co wkrótce się na niej zemściło. Natomiast lakoniczne Nie będzie śladu Tomasza Zliczewskiego opowiada o wiedźminie, którego nie poznamy nawet z imienia i jednej z jego spraw, zaskakując ciekawym twistem scenariusza.
Dziewczyna, która nigdy nie płakałaAndrzej W. Sawicki została osadzona bardziej w klimacie pięcioksięgu, niż opowiadań. Traktuje o elfce Toruviel, dawnej krwiożerczej Wiewiórce, która zrozumiała, że ludzie nie są potworami, chociaż robią potworne rzeczy, jak niegdyś ona. Z kolei Ballada o kwiatuszku Michała Smyka jest przezabawna, mimo że zaczyna się od śmierci Jaskra, który towarzyszy swoim byłym dziewczynom jako duch, przywoływany li i jedynie podczas chędożenia, stara się im pomóc, gdy wpadną w tarapaty. Cóż, trzeba było nie obiecywać miłości silniejszej niż śmierć.
Ostatnie w zbiorze opowiadanie Szpony i kły wydaje się najsłabszym, przede wszystkim ze względu na dosyć chaotyczny styl narracji. Jednak przedstawienie wydarzeń z Wiedźmina oczyma strzygi i wielojaźni opiekujących się nią szczurów jest zdecydowanie ciekawym zabiegiem.
Wszystkie opowiadania w zbiorze poprzedzają znakomite grafiki Tomasza Piorunowskiego, o których możnaby rzec same dobre rzeczy. W przeciwieństwie do okładki – o ile ilustracja i krój czcionki ujdą, sam karton ściera się w try miga, ale to drobiazg. Wszak liczy się wnętrze, a opowiadania z „wnętrza” czyta się smakowicie.