To znaczy – żebyśmy mieli jasność – Wielka Szóstka ("Big Hero 6") to nie jest zły film. To fajna, zabawna opowieść, którą jeszcze kilka lat temu można by uznać za jedną z najlepszych animacji roku. Ale dziś jest po prostu dobra. Mamy tu wszelkie superbohaterskie schematy, które znamy z komiksów Marvela, i wszelkie obrazkowe, dialogowe oraz psychologiczne sztuczki, którymi od dekad raczy nas Disney. Rzecz w tym, że każdy z nich usiłuje odhaczyć wszystkie swoje obowiązkowe punkty na liście i nie zostaje już w ogóle miejsca na coś zaskakującego. I to od pierwszej do ostatniej minuty: film zaczyna się od (tradycyjnie świetnej) krótkiej niezależnej animacji – jak to u Disneya; kończy się (tradycyjnie zabawną) sceną po napisach – jak to u Marvela. I tak ze wszystkim. Widzimy, jak kształtuje się disneyowski bohater radzący sobie z trudami życia w niepełnej rodzinie; widzimy, jak kształtuje się marvelowski superbohater przez gwałtowne traumy i wymyślanie kostiumów oraz gadżetów.

Wszystko oczywiście w rytmie, w tempie, z zabawnymi przerywnikami i żarcikami. Świetnie zrealizowany schemat goni kolejny wypracowany standard. Jest bardzo dobrze. I nic poza tym. Za tydzień, dwa do kin wejdzie kolejny film, a o tym zapomnimy.

[video-browser playlist="632809" suggest=""]

Największą wartością/atrakcją Wielkiej Szóstki jest (znany Wam pewnie ze zwiastunów) robot Baymax. To dla niego chce się ten film oglądać. Świetnie wymyślony plastycznie gdzieś na granicy japońskiej i amerykańskiej estetyki, z nieludzką osobowością i koniecznością wypełniania programu (ostatnio mamy jakieś szczęście do fajnych pomysłów na roboty w kinie – patrz: Interstellar). Poza tym wreszcie disneyowsko-marvelowscy spece od fabuł wymyślili, jak w sposób niegorszący wprowadzić do fabuły postać, która zachowuje się jak mocno nietrzeźwa. Bo przecież pijany bohater dawałby dzieciom zły przykład – trzeba to opakować inaczej. I udało się! Jeszcze za kilka elementów można ten film pochwalić, ale to drobiazgi.

Czytaj również: Box Office: "Wielka Szóstka" lepsza od "Interstellar"

Wielka szóstka (czy też – trzymając się po marvelowsku oryginalnych nazw – "Big Hero 6") oderwała się od uniwersum Marvela i jest teraz bytem całkowicie samodzielnym. Inny świat, inne charaktery, trochę inne postacie. W oryginalnych komiksach sprzed lat (które nie były jakimiś tam hitami) do pierwotnego składu tego teamu należał Silver Samurai – ten sam, którego widzieliśmy w filmie Wolverine. Pamiętam, jak ten komiks leżał miesiącami w moim krakowskim sklepie i jakoś nikt nie był zainteresowany jego kupnem. Myślę, że Marvel oddał te postacie, bo nikomu by ich nie było żal, gdyby film okazał się klapą (wszak w uniwersum są setki innych na tym poziomie rozpoznawalności). Klapy nie ma, ale sukcesem też bym tego filmu nie nazwał.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj