„Wielka Szóstka” – recenzja
Data premiery w Polsce: 28 listopada 2014Dopiero tutaj widać, jak łączą się imperia Disneya i Marvela. Niestety efekt takiej krzyżówki nie olśniewa. Oceniamy film Wielka Szóstka.
Dopiero tutaj widać, jak łączą się imperia Disneya i Marvela. Niestety efekt takiej krzyżówki nie olśniewa. Oceniamy film Wielka Szóstka.
To znaczy – żebyśmy mieli jasność – Wielka Szóstka ("Big Hero 6") to nie jest zły film. To fajna, zabawna opowieść, którą jeszcze kilka lat temu można by uznać za jedną z najlepszych animacji roku. Ale dziś jest po prostu dobra. Mamy tu wszelkie superbohaterskie schematy, które znamy z komiksów Marvela, i wszelkie obrazkowe, dialogowe oraz psychologiczne sztuczki, którymi od dekad raczy nas Disney. Rzecz w tym, że każdy z nich usiłuje odhaczyć wszystkie swoje obowiązkowe punkty na liście i nie zostaje już w ogóle miejsca na coś zaskakującego. I to od pierwszej do ostatniej minuty: film zaczyna się od (tradycyjnie świetnej) krótkiej niezależnej animacji – jak to u Disneya; kończy się (tradycyjnie zabawną) sceną po napisach – jak to u Marvela. I tak ze wszystkim. Widzimy, jak kształtuje się disneyowski bohater radzący sobie z trudami życia w niepełnej rodzinie; widzimy, jak kształtuje się marvelowski superbohater przez gwałtowne traumy i wymyślanie kostiumów oraz gadżetów.
Wszystko oczywiście w rytmie, w tempie, z zabawnymi przerywnikami i żarcikami. Świetnie zrealizowany schemat goni kolejny wypracowany standard. Jest bardzo dobrze. I nic poza tym. Za tydzień, dwa do kin wejdzie kolejny film, a o tym zapomnimy.
[video-browser playlist="632809" suggest=""]
Największą wartością/atrakcją Wielkiej Szóstki jest (znany Wam pewnie ze zwiastunów) robot Baymax. To dla niego chce się ten film oglądać. Świetnie wymyślony plastycznie gdzieś na granicy japońskiej i amerykańskiej estetyki, z nieludzką osobowością i koniecznością wypełniania programu (ostatnio mamy jakieś szczęście do fajnych pomysłów na roboty w kinie – patrz: Interstellar). Poza tym wreszcie disneyowsko-marvelowscy spece od fabuł wymyślili, jak w sposób niegorszący wprowadzić do fabuły postać, która zachowuje się jak mocno nietrzeźwa. Bo przecież pijany bohater dawałby dzieciom zły przykład – trzeba to opakować inaczej. I udało się! Jeszcze za kilka elementów można ten film pochwalić, ale to drobiazgi.
Czytaj również: Box Office: "Wielka Szóstka" lepsza od "Interstellar"
Wielka szóstka (czy też – trzymając się po marvelowsku oryginalnych nazw – "Big Hero 6") oderwała się od uniwersum Marvela i jest teraz bytem całkowicie samodzielnym. Inny świat, inne charaktery, trochę inne postacie. W oryginalnych komiksach sprzed lat (które nie były jakimiś tam hitami) do pierwotnego składu tego teamu należał Silver Samurai – ten sam, którego widzieliśmy w filmie Wolverine. Pamiętam, jak ten komiks leżał miesiącami w moim krakowskim sklepie i jakoś nikt nie był zainteresowany jego kupnem. Myślę, że Marvel oddał te postacie, bo nikomu by ich nie było żal, gdyby film okazał się klapą (wszak w uniwersum są setki innych na tym poziomie rozpoznawalności). Klapy nie ma, ale sukcesem też bym tego filmu nie nazwał.
Poznaj recenzenta
Janusz WyczołekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat