15. odcinek 4. sezonu Wikingów jest kluczowy dla całego serialu z uwagi na przedstawione wydarzenia. Cała recenzja zawiera spoilery.
Oglądaliśmy upadek Ragnara, człowieka, który był centralną postacią całego serialu
Vikings. W 4. sezonie powoli popadał w szaleństwo, popełniał błędy i tracił szacunek osób go otaczających. Z lubianej postaci, która napędzała tę opowieść, stał się irytującą karykaturą samego siebie, czego kwintesencją była pierwsza połowa tego sezonu. W drugiej natomiast oglądamy już człowieka rozbitego, zniszczonego, pozbawionego jakiejkolwiek szansy na odkupienie. Ragnar tak naprawdę powinien zginąć pod Paryżem, albo po powrocie jako zhańbiony król. Dlatego też nie dziwi mnie, że jego życie straciło sens. Bo przecież po tym wszystkim nie zostanie farmerem, nie założy nowej rodziny, gdyż nikt nie chce mieć z nim nic wspólnego. Dlatego też akceptuję cały jego plan z poświęceniem życia, by coś zmienić w Kattegat. By dać swoim synom cel w życiu i szansę na wypełnienie zemsty, na którą on fizycznie nie ma szansy.
Plusem jest też jego wykorzystanie Egberta do realizacji tego planu. Wrogi król jest w tym momencie jego narzędziem całkiem sprawnie wykorzystywanym. Ivar musiał być przy tym obecny, zobaczyć wszystko i w jakimś stopniu zainspirować się swoim ojcem. Oby koniec końców to dobrze zaprocentowało. Niech Ivar będzie inny od Ragnara i niech sugestia: "bądź bezlitosny" stanie się prawdziwa. Nie podoba mi się jednak inna sugestia twórców, że Ivar będzie mieć własnego Athelstana w postaci syna tej postaci. Jeśli w istocie tak planują rozegrać tę relację, będzie to niesamowicie wtórne.
To wszystko jednak stanowi problem w odbiorze tego jakże ważnego odcinka. Gdzieś podczas tej całej drogi w 4. sezonie emocjonalna więź z Ragnarem została zerwana. Stał się postacią, na której mi nie zależy, która częściej denerwuje niż wzbudza sympatię. Kłopot jest też w realizacji, bo wszelkie tortury jakie są mu serwowane, poza tym, że wyprane z emocji, wydają się za bardzo przeciągane. Nawet odnoszę wrażenie, że gdzieś brak w tym wszystkim pomysłu na to, by pokazać to z sercem, klimatem i w sposób zapadający w pamięć. Nic z tego w tym odcinku nie ma. Każdy kolejny etap jest brutalny, ale bez emocji, nawet rzekłbym przekombinowany. Naturalnym porównaniem wydaje mi się scena tortur Williama Wallace'a z filmu
Braveheart, gdzie śmierć postaci także miała zainspirować innych. Szkoda, że
Vikings robią to tak źle i bez ikry. To powinien być ładunek emocjonalny z niezwykłym klimatem, przez który będziemy poruszeni ostatnimi chwilami Ragnara i sami poczujemy się zainspirowani do dalszego oglądania. Nic w tych scenach nie stoi powyżej przeciętnej, a to samo w sobie jest rozczarowaniem. To jest poniżej poziomu, do którego nas w serialu przyzwyczajono.
Jedyne co twórcom wyszło naprawdę nieźle to sama scena śmierci Ragnara. Począwszy od dobrego i mocnego przemówienia, które miało werwę i odpowiednią atmosferę, skończywszy na samym pomyśle. Myślę, że obrzydliwość zamysłu zabicia Ragnara w dole pełnym węży jest rzeczą, która zmrozi krew w żyłach wielu widzów. Ja osobiście nie mogłem na to patrzeć i przypuszczam, że wiele osób, którym towarzyszy strach przed wężami, poczuje równie silne emocje w tych scenach. Tylko kłopot w tym, że też te emocje nie są związane z fabułą czy Ragnarem, a z postaciami węży, które gotują mu straszną śmierć.
Tak naprawdę to nawet cały koncept inspiracji Ragnara nie jest poruszający. Ani jego rozmowa z Ivarem nie jest jakoś szczególnie porywająca i emocjonalna z perspektywy widza, ani jego śmierć nie sprawia wrażenia tak ważnej, jak powinna. Najgorsze jednak w tym wszystkim są ostatnie sceny po powrocie Ivara do Kattegat. Wiedział on, że Ragnar nie żyje, a teraz dowiaduje się, że umarła Aslaug. Czekałem na jakieś mocne emocjonalne uderzenie i nic. Zamiast tego dostajemy kiczowatą scenę z Ivarem groźnie patrzącym w stronę kamery. To jest poniżej godności serialu
Vikings.
Nie jest to bardzo zły odcinek, ale daleko mu do dobrego. Jest to rozczarowanie, bo odejście wizytówki serialu, Ragnara Lothbroka, jest co najwyżej przeciętne. Trudno ogląda się upadek bohatera, jego śmierć i pożegnanie. Kłopot w tym, że nawet pomimo tej trudności, w tym przypadku towarzyszy obojętność. Realizacyjnie jest w porządku, ale gdzieś brakuje w tym serca. Zaczynam się obawiać o przyszłość serialu, bo sezon 4B na razie nie spełnia oczekiwań.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h