Trudno traktować wydarzenia Star-Crossed poważnie, gdy nawet twórcy serialu nie próbują przekonać do tego, że sami w nie wierzą. Jak widz ma uwierzyć w niechęć lub wrogość ludzi do Atrian, skoro wyglądają oni tak samo jak ludzie, tylko że z tatuażami? Jest to praktycznie niemożliwe, bo wszystko sprowadza się do wniosku, że dani kosmici to po prostu outsiderzy społeczeństwa, których zadaniem jest budowanie tolerancji międzygatunkowej i mierzenie się z ludzką ignorancją. W premierowym odcinku "inność" kosmitów jest praktycznie niepodkreślana, więc nie byłoby różnicy, gdyby chodziło o wytatuowane dzieciaki, a nie istoty pozaziemskie. Niestety motyw ten już na wstępie trochę pogrąża serial, bo ma się wrażenie, że stacja The CW po prostu oszczędza, tworząc coś typowego dla nastolatek, opierając fabułę na typowym schemacie trójkąta miłosnego, w którego środku znajduje się urocza i dobrotliwa dziewczyna.
Choć wygląd kosmitów pozostawia wiele do życzenia i wymaga od starszego widza sporego dystansu, to nie można odmówić producentom starania, by serial ten w istocie był science fiction. Objawia się to w różnych futurystycznych technologiach (począwszy od czegoś tak zwyczajnego jak telefon komórkowy). I to w Star-Crossed działa całkiem nieźle, bo zaciera złudzenie, że oglądamy zwyczajny serial młodzieżowy o dzieciakach w liceum, a właściwie jego wariację w gatunku science fiction.
[video-browser playlist="618318" suggest=""]
Fabularnie jest sztampowo i dość schematycznie. Premierowy odcinek pokazuje nam budowę romantycznej relacji pomiędzy kosmitą a kobietą, co z uwagi na ogólny koncept serialu bynajmniej spoilerem nie jest. Jednocześnie mamy wątek tolerancji, gdyż wszyscy nienawidzą Atrian, więc wyraźnie zasugerowano nam tworzenie mostu pomiędzy rasami. Oczywiście najprawdopodobniej szybko pojawią się konflikty, co jest raczej typowe dla takiego konceptu. Problemem Star-Crossed nie jest ta sztampowość, bo pomimo niej ogląda się to całkiem przyjemnie, ale brak wyraźnego przewodniego wątku, który mógłby ten serial napędzać. Sam romans to zbyt niewiele, bo przyciągnie jedynie ścisły target stacji, a wydaje się, że to zbyt wąskie grono. Idea Star-Crossed ma w sobie potencjał na o wiele więcej, gdyby tylko twórcy zdołali znaleźć równowagę pomiędzy obyczajowymi wątkami nastolatków a politycznym aspektem międzyrasowego konfliktu.
Na razie Star-Crossed to bardzo typowy serial dla młodzieży, który pod żadnym względem nie oferuje niczego świeżego. Kolejna wariacja na temat schematu znanego z sagi "Zmierzch", ze stereotypowymi bohaterami i historią, z której można było wyciągnąć coś o wiele ciekawszego.