Cieszy w tym serialu fakt przemyślenia historii, twórcy biorą trzy bohaterki, by pokazać stopniowo, jak wojna zmieniła ich życie na tyle, że zdecydowały się podjąć walkę. Przez to też  tempo czasem jest wolne, dostajemy w miarę rozbudowaną ekspozycję z klarownie określonym celem fabularnym. Wszystko byłoby ok, gdyby nie skróty, naciągania i czasem kiczowate momenty, które wykraczają poza ramy konwencji. Kłopot leży w tym, że ich motywacje, choć są z reguły wiarygodne, nie zawsze są dobrze przedstawione. Największy problem pod tym względem mam z Irką, której wejście do organizacji nie jest tak mocno usprawiedliwione fabularnie, jak przy Marysi i Ewie. Ma powody, jasne, ale chodzi o ich przedstawienie, by widz poczuł i kibicował. Pod tym względem Wojenne dziewczyny mają spore braki. Taki Czas honoru jednał sobie widzów przede wszystkim dobrze nakreślonymi bohaterami, którzy wzbudzali sympatię. Ich relacje, romanse, problemy i walka o lepsze jutro przyciągały do ekranu. Tutaj na razie tego nie ma.  Z trzech bohaterek póki co tylko Irka jest najciekawszą postacią, wzbudzającą jakieś emocje. Głównie to zasługa Marty Mazurek, która dość subtelnie podkreśla zalety swojej postaci i buduje kogoś, komu chce się sympatyzować, ale w grę wchodzi też solidne rozpisanie bohaterki, która z nich wszystkich wydaje się najbardziej prawdziwa. Marysia jest na razie obojętna. Dostaje swoje 5 minut w tych odcinkach, ale tak naprawdę nie można o niej zbyt wiele powiedzieć. Nie wzbudza emocji, nie martwimy się o jej los, a jej przygoda z niemieckim oficerem i wspólnym graniem nie rozwija jej jako postaci. Tak naprawdę wydarzenia z zabiciem niedoszłego gwałciciela, które pokazano w 2 odcinku, niczego nie zmienia, a powinno. Twórcy kompletnie nie pozwalają rozbudować jej charakteru trzymając się kurczowo jednego sztywnego schematu. Przez to też zachowanie jest ciągle takie samo – zła, trochę naburmuszona i antypatyczna. Najgorsza jednak jest Ewa. Z jednej strony ogromny plus za Vanessa Aleksander, czyli nową twarz w polskiej branży, bo aktorka ciekawa, ładna i z widocznym talentem, który się tutaj marnuje. Ewa dostaje najbardziej wymagający wątek z uwagi na próbę wydostania matki z niemieckich rąk, która doprowadza do jej śmierci. Potencjał jest niewykorzystany, bo zamiast ciekawej przemiany bohaterki, dostajemy postać irytującą, której zachowania co chwilę są nieprzemyślane, czasem absurdalne lub po prostu głupie. Trzy odcinki za nami, a Ewa tak naprawdę staje się najsłabszą postacią z całej trójki. Nie brak też scen, które realizacyjnie są po prostu kiczowate i nieprzemyślane. Choćby ten moment w Pawiaku, gdzie na środku celi umierająca kobieta zdradza Irce tajemnice organizacji. Nie tylko mówi głośno i wyraźnie, ale jeszcze robi to otwarcie komuś, kogo nie zna. Mam uwierzyć, że w tamtych czasach nie podsłuchiwano więźniów w celach? Kiczowatość wątku leży w słabej realizacji, gdzie sztampa i sztuczność wylewa się z ekranu. Można było to zrobić dobrze. Wystarczyło, by bohaterka nachyliła się i umierająca wyszeptała jej to na ucho. A tak to po prostu to razi niedopracowaniem. Nie przeczę, że Wojenne dziewczyny ogląda się przyjemnie, bo w zamierzeniu to ten sam poziom rozrywki, jak Czas honoru. Na razie jeszcze brakuje wiele do tego, byśmy dostali tę samą prostą frajdę. Czasem scenariuszowo jest to niedopracowane, tempo jest wolne, a bohaterki nie są jeszcze wystarczająco rozwinięte. Kłopot leży też w tym, że poza tą trójką nie ma tutaj ciekawych postaci, które mogłyby rozruszać tę historię. Rozwija się to wolno i  w bólach, ale wciąż jest szansa na stworzenie następcy Czas honoru, który będzie niezłą rozrywką osadzoną w takiej konwencji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj