Wojownik pokazuje, że jest serialem nietuzinkowym. Oba odcinki są od siebie pod każdym względem różne, ale czerpią ze stworzonej konwencji pełnymi garściami. Jonathan Tropper, twórca Banshee, doskonale przemyślał swój nowy serial, dając rozrywkę zaskakująco smakowitą i z każdym odcinkiem coraz bardziej wciągającą. 4. odcinek bardziej skupia się na fundamencie tego serialu, czyli walce o władze w mieście. Politycy ingerują, rozstawiając pionki, a rywalizujące ze sobą gangi poczynają sobie w najlepsze, by osiągać cele. To właśnie w miejscu Mai Ling wyrasta na ciekawą postać manipulatorki i bezwzględnej przywódczyni. Scena spotkania z szefem Fung Hai to najjaśniejszym punkt odcinka z wielu przyczyn. Po pierwsze, twórca nie stoi w miejscu i cały czas ubogaca świat serialu. Po drugie - wątek świetnie kształtuje postać szefowej i pokazuje, że przyszła wojna będzie w istocie wywoływać duże emocje. Po trzecie - Dustin Nguyen wciela się w nowego przywódcę Fung Hai. Jako że aktor doskonale znany jest z kina kopanego i ma nietuzinkowe umiejętności, możemy spodziewać się, że twórcy z pewnością to wykorzystają. To pozwala kształtować wątek w sposób ciekawy, zaskakujący i zarazem nadać tempo całej historii. Tropper wie, jak budować strukturę, by nie było w tym niczego zbytecznego. Ah Sahn ma romans z żoną burmistrza. Jest to rzecz bardzo przewidywalna i oczekiwana. Tropy były dostrzegalne w poprzednich odcinkach, gdy ją uratował. Nie da się ukryć, że to zagranie banalne, które doprowadzi do oczywistych rozwiązań i konfliktów. Jednak jak pokazuje 5. odcinek i rozmowa Ah Sahna z kucharzem, jest to wątek potrzebny. Bohater musi znaleźć powód, dla którego będzie walczyć. Dlatego ostatecznie coś, co w 4. odcinku wydaje się zbyteczne, nabiera sensu w 5. odcinku i staje się kluczem do rozwoju bohatera i zwiększenia jego motywacji. A patrząc po tym, jakich ma konkurentów o miano najtwardszego wojownika, ta będzie mu potrzebna. Wiele też dzieje się w wątku gliniarzy. Szczególnie u wypalonego Billa, który brata się z przestępcami i chętnie bierze łapówki. A do tego ma problem hazardowy. Ten odcinek doskonale wręcz pokazuje nam tego bohatera z kompletnie innych perspektyw, pozwalając go zrozumieć dogłębnie i ostatecznie wyrobić sobie o nim zdanie. Mamy do czynienia ze zdecydowanie niejednoznaczną postacią, która straciła cały zapał do pracy i chce jedynie przeżyć. Ten odcinek pokazuje, jak sięga dna, gdy zakapior z Fung Hai każe go pobić, by wiedział, że długi trzeba oddawać. Najlepiej jednak wypada jego rozmowa z Lee w barze, gdzie prawdopodobnie pierwszy raz widzimy w nim człowieka. Z problemami i wadami, ale ten moment nadaje ludzkie oblicze. Piąty odcinek to historia odcięta od bieżących wydarzeń. W pełni skupia się na wyprawie Ah Sahna i Juna, którzy mają przewieźć zwłoki, by odesłać je do Chin. Szybko się okazuje, że dostajemy odcinek polany klimatem westernu, jakiego ten serial jeszcze nam nie prezentował. Czuć w tym klimat kojarzący się trochę z filmem Nienawistna ósemka - dyliżans, obcy sobie ludzie uwięzieni w knajpce i do tego dodane zagrożenie w postaci grupy bandytów. Żaden odcinek jeszcze nie był kształtowany w taki sposób. Z pełnym oparciem na jednym wątku, interakcji pomiędzy dwójką bohaterów i klimacie tak bardzo inspirowanym westernami, że często po prostu uśmiech nie schodzi z twarzy. Czuć to w dialogach, przygotowaniach do walki i samym starciu ala Siedmiu wspaniałych, ale też w relacji Juna z Indianką i tym finałowym ujęciu, jak bohaterowie po spełnieniu dobrego czynu, odjeżdżają w stronę zachodzącego słońca. Tak perfekcyjny i mistrzowski hołd dla gatunku zasługuje na brawa. Rozrywka na najwyższym poziomie. To właśnie też piąty odcinek ma akcję, którą Wojownik imponuje. Co prawda, zaczyna się od zgrzytu (zbiry podchodzą z bronią na bliską odległość, więc wiadomo, że zostaną rozbrojeni...), ale gdy dochodzi do finałowej konfrontacji, dostajemy to, co najlepsze. Bardzo brutalny taniec śmierci, w którym Ah Sahn przy doskonale płynącej kamerze sieje zniszczenie w szeregach wrogów. Jest efektownie, ekscytująco i przede wszystkim emocjonująco. Żadna walka, nawet najpiękniej nakręcona, nie będzie niczym więcej, niż pustą błyskotką, jeśli nie wywoła reakcji u widza. A w tych scenach, począwszy od wyrwania krtani przywódcy bandziorów, to wszystko jest na właściwym miejscu. Tropper jednak pokazuje w takich momentach swoją wizję na to, by nie bać się przemocy, ale traktować ją jako ważną część fabuły, a nie ozdobnik. Nawet ta scena, jak pijany kowboj mierzy do Ah Sahna i Juna i nagle jego mózg rozlewa się na ścianie. Zaskoczenie, budujące klimat serialu. Wisienką na torcie jest smaczek w postaci ciosu wykańczającego zbira w pierwszej walce. Na pewno wielu z Was dostrzeże nawiązanie do zachowania Bruce'a Lee w m.in. Wejściu smoka. Chodzi o ten moment, gdy Ah Sahn skacze ze stołu na leżącego na ziemi przeciwnika. Wojownik daje kolejne dwa bardzo dobre odcinki. Powiem jednak szczerze - piąty to dla mnie najlepsze, co ten serial pokazał. Pod względem budowy klimatu, poszczególnych etapów rozwoju historii, poprzez inspiracje gatunkowe, na akcji skończywszy. To dobry prognostyk na przyszłość, że może być jeszcze lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj