Wolverine, Vol. 1 dostarczała mieszanych wrażeń. Obok bardzo dobrze rozpisanych historii, przedzieraliśmy się przez typowe dla Marvela średniaki - jednak i w nich pisarskie pióro Aarona potrafiło momentami błyszczeć. Tom ten wyglądał bardziej jak rozbiegówka będąca poszukiwaniem właściwych środków wyrazu dla jak najlepszego oddania postaci jednego z najpopularniejszych superbohaterów Marvela. Tymczasem wybór jest prosty - wystarczy artyście formatu Jason Aaron dać twórczą swobodę i ten od razu łapie wiatr w żagle. I to właśnie czuć w drugim tomie opowieści o Loganie. O dziwo, zanim potwierdzą się te odczucia, musi minąć dłuższa chwila. W pierwszej historii, stanowiącej konkluzję Dorwać Mystique musimy przełknąć to, co w Marvelu nieuniknione (czyli trzeba zrobić wszystko, by zakończoną wydawałoby się opowieść ciągnąć dalej), ale za to podane w formie wysokooktanowej, sprawnej rozrywki. Kolejny zeszyt pogłębia za to wrażenie chaosu, towarzyszące nam w niektórych momentach pierwszego tomu, kiedy to dostawaliśmy rąbek jakiegoś większego eventu, a jego kontekst był objaśniany kilkoma zdaniami wstępu.  W tym przypadku dostajemy solidną dawkę informacji o Broni X, o Broni Plus, o Świecie i jeszcze  na dokładkę o roli Normana Osborna w całej intrydze, a zaraz potem zostajemy rzuceni w wir pseudo-dramatycznych wydarzeń, z pogoniami i nawalankami w tle, w których na dodatek Wolverine gra drugorzędną rolę. Ani to ziębi, ani grzeje, na szczęście dalej jest już o niebo lepiej. O niebo, a może raczej o piekło. Dalej bowiem dostajemy historię niczym z szalonego, sennego koszmaru - duszną, przygnębiającą, wręcz odpychającą, bo fundującą czytelnikowi klaustrofobiczne uczucie sytuacji bez wyjścia. Jej struktura jest poszarpana, narracja też nie pomaga w odnalezieniu się w tej łamigłówce, a widok złamanego psychicznie Wolverine'a wręcz rozdziera serce. To jakby bardzo mroczna wersja One Flew Over the Cuckoo's Nest, ponieważ nasz bohater jest w niej zamknięty w szpitalu psychiatrycznym, który rządzi się bardzo dziwnymi prawami. Co się przydarzyło Loganowi? Dlaczego to miejsce przypomina senny koszmar? Satysfakcjonujące odpowiedzi dostajemy z czasem, dość długo wychodząc z przytłaczającej, także rysunkowo i kolorystycznie historii. To z pewnością jedna z najmocniejszych, marvelowskich opowieści, po której czujemy się  wręcz estetycznie sponiewierani - o tak, Aaron wraz z resztą ekipy stanęli tu na wysokości zadania.
Źródło: Świat Komiksu
Potem jest równie dobrze. Łapiemy trochę oddechu dostając w formie uspokajacza przepięknie zilustrowany zeszyt o Wolverinie i jego kobietach. Przepięknie, nie znaczy, że kolorowo i bajecznie. To graficzny ton pasujący do postaci Logana i charakteru jego uczuciowych związków, z przewagą często rozmazanych czerni w tle, które budują niepokojący i zarazem liryczny klimat. No i jeszcze dosyć zaskakujące w tym kontekście zakończenie, kładące podwaliny pod nadchodzące w przyszłości, z pewnością problemowe dla głównego bohatera wydarzenia. Chyba właśnie w tym momencie zdajemy sobie sprawę, że Aaron doskonale panuje nad tą wielowątkową opowieścią o Wolverinie, łącząc jej poszczególne etapy w sieć współzależności. Po prostu ma konkretną wizję, choćby nawet w niektórych jej momentach miał rządzić nią niekontrolowany chaos. Sporo tegoż chaosu dostajemy w głównym daniu Wolverine. Tom 2 wydania zbiorczego Wolverine'a. Tę historię zapowiadała już niecodzienna okładka z bohaterem sponiewieranym przez Deathloka, który wygląda tu niczym cybernetyczny zombie. Ta pięcioczęściowa opowieść stanowiąca składową cyklu Weapon X to bardzo solidne science fiction, z pobrzmiewającymi w niej silnie echami pierwszego i drugiego Terminator 2: Judgment Day. Mamy zatem podróże w czasie wraz z nieodzownymi pętlami i scenariusz, w którym wszystko może się zdarzyć - na czele ze śmiercią najważniejszych, marvelowskich superbohaterów. Opowieść, dodajmy niegłupia - częste nawalanki nie przysłaniają bowiem jej pozytywnej i zmuszającej do refleksji wymowy.
I to by było na tyle. Na deser zostaje jeszcze pojedynczy akord - a chyba już dobrze wiemy, że właśnie w jednozeszytówkach forma Aarona zazwyczaj sprawdza się najlepiej. Tym razem to prosta, trochę smutna i zarazem  krzepiąca opowieść o spełnieniu pewnego życzenia zmarłego przyjaciela. Aaron pokazuje tu swoją liryczną stronę i chyba po obejrzeniu ostatniej planszy nie można sobie wyobrazić lepszego zwieńczenia dla lektury tego, przez większą część ponurego i przytłaczającego zbioru. I czytelnikowi i bohaterowi niezbędna była w finale chwila oddechu, moment spełnienia, rąbek nadziei na lepszą, inną  przyszłość. I choć wiemy, że to nieprawda, bo przecież Aaron dalej będzie bezlitośnie kierował losem Wolverine'a, to ów moment wyciszenia jest jak nagroda za wspólny trud. Cóż, teraz pozostaje nam czekać na kolejny, miejmy nadzieję równie udany zbiór.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj