Oglądając kolejne odcinki "World Without End" dochodzę do wniosku, że postaci, z którymi można sympatyzować jest tu bardzo niewiele. Zdecydowana większość to tak antypatyczne indywidua, że spokojnie mogłyby konkurować ze znienawidzonym przez wszystkich Joffreyem z Gry o tron. Prym oczywiście wiedzie tutaj wspomniany Godwyn i jego matka, którzy knują intrygę za intrygą i mordują każdego, kto choć odrobinę może zagrozić im planom. Choć Petranilla to kobieta, której lubić się zwyczajnie nie da, to ciężko nie docenić jej sprytu i przebiegłości. Niestety tego samego nie można powiedzieć o jej synu, który swoim zachowaniem sprawia, że najchętniej miałoby się go ochotę powiesić głową w dół i piłować ciało tak długo, aż dojdzie się do szyi. Trzeba przyznać, że Cynthia Nixon i Rupert Evans odgrywają swoje role znakomicie, bo tak skutecznie zniechęcić do swoich postaci trzeba umieć.

[image-browser playlist="598378" suggest=""]©2012 Showcase.

Skuteczną intrygantką i manipulatorką okazuje się być również królowa Izabela, która nie mogąc namówić swojego syna do wypowiedzenia wojny Francji, ucieka się do podstępu. Edward wyraźnie nie jest zainteresowany francuską koroną, a władcze zapędy matki mało go obchodzą, tym bardziej, iż wyraźnie widzimy, że za nią nie przepada, a być może nawet zaczyna podejrzewać ją o śmierć ojca, co sugerować może kilka scen. Niemniej jednak przekonany, że otrzymał znak od Boga, w trzecim odcinku rozpoczyna stuletnią wojnę, która doprowadzi mieszkańców Kingsbridge na skraj nędzy i rozpaczy.

Trochę zawiodłem się na postaci Ralpha, bo liczyłem, że będzie bardziej niejednoznaczna, a mężczyzna okazuje się po prostu kolejnym wyrachowanym draniem, który gwałci, oszukuje i bierze siłą to, na co ma ochotę. Ma też w sumie więcej szczęścia niż rozumu, bo zawsze sprowadzi na siebie kłopoty, z których udaje mu się wyjść bez szwanku. W czwartym odcinku swoją bezmyślność nieomal przypłacił życiem, ale szczęśliwy zbieg okoliczności ocalił go od zguby.

Na dobrą sprawę Caris i Merthin są jednymi z nielicznych bohaterów, z którymi można się utożsamić i przejąć ich losami. Jednocześnie to im zwala się na głowę najwięcej problemów, bo w "Świecie bez końca" uczciwość i dobre serce to najmniej pożądane cechy, dlatego też ich uczucie zdaje się nie mieć większych szans na przetrwanie, tym bardziej po tym, czego doświadczamy w finale czwartego epizodu. Widzowie polubić mogą jeszcze Gwendę i Wulfrica, którym życie skutecznie zatruwa Ralph, aczkolwiek znajdują się oni na nieco dalszym planie i twórcy nie poświęcają im aż tak wiele uwagi, by można było ich uznać za bohaterów kluczowych dla fabuły. Nie bardzo wiem, co myśleć o sir Thomasie Langleyu. Jest to jak dotąd chyba najbardziej tajemnicza postać. Jego przeszłość to jedna wielka tajemnica. Nie ulega wątpliwości, że jest bohaterem pozytywnym, ale zastanawia, jaką rolę odegrał w zamachu na życie poprzedniego króla. W czwartym odcinku, w scenie, gdy Edward III odwiedza Kingsbridge i spostrzega Thomasa, widzimy, że ten umyka przed jego wzrokiem. Zmusza to do zastanowienia, jakie dokładnie wydarzenia skłoniły rycerza do szukania azylu w klasztorze i co dokładnie łączy tych dwóch bohaterów.

[image-browser playlist="598379" suggest=""]©2012 Showcase.

{{World Without End}} po pierwszych odcinkach okazało się dla mnie niezwykle pozytywnym zaskoczeniem, a każdy kolejny tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to jedna z lepszych premier jesieni. Intryga goni intrygę, przemocy nie brakuje, trup ściele się gęsto, bohaterowie przerzucają się fałszywymi oskarżeniami, a interesujące wątki wyrastają jak grzyby po deszczu. Serial nie tylko strasznie angażuje, ale również sprawia, że ma się po nim ochotę sięgnąć po powieść Kena Folletta. Polecam i gwarantuję, że intensywnych emocji nie zabraknie.

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj