Farma na amerykańskim pustkowiu, ojciec uczący syna strzelać z rewolweru, samotny jeździec proszący o wodę dla konia, spojrzenia zwiastujące nadejście nieubłaganego przeznaczenia… Z pewnością widzieliście tę scenę, w różnych wariantach, już wielokrotnie – przynajmniej jeśli jesteście fanami westernów. W komiksie Mikołaj Spionek podobnych nawiązań – by nie powiedzieć kalek – zobaczycie wiele.
Teoretycznie nie powinno w tym być nic złego, wszak westernowa konwencja opiera się na wzorcach wypracowanych już dziesiątki lat wcześniej. A jednak w tej historii mściciela likwidującego kolejne osoby znajdujące się na jego prywatnej liście brakuje napięcia, podkreślenia emocji i uwypuklenia motywów. Być może przyjdzie na to jeszcze pora w serii, ale na razie postać głównego bohatera nie budzi większych emocji – ani pozytywnych, ani negatywnych.
Punktem odniesienia przy ocenie albumu Wounded #01: Skradzione lata są chociażby inne serie westernowe w Polsce – głównie mowa tu o klasycznych frankofońskich komiksach, chociażby z serii Comanche. Red Dust Grega i Hermanna czy Blueberry #5: Złamany nos. Plemię widmo. Długi marszCharliera i Girouda. I, niestety, na obu tych polach komiks Spionka wypada słabiej. Wyżej wspomniany był już brak emocji towarzyszący lekturze, ale należy jeszcze dodać jej względną prostotę i… pustkę. Ta ostania to oczywiście celowy zabieg, pozbawione „dymków” kadry i całe plansze mają zapewne za zadanie podkreślić dramatyzm przedstawianych sytuacji i sekwencji walki, ale rezultat tylko z rzadka jest osiągnięty.
Wiąże się to z drugą poruszoną powyżej kwestią, czyli stroną graficzną omawianej pozycji. Warsztat autora jest poprawny, ale jednocześnie zastosowana technika przedstawiania wydarzeń sprawia, że stosunkowo niewiele jest do podziwiania. Spionek koncentruje się przede wszystkim na postaciach, znacznie mniej uwagi poświęcając tłom (głównie wnętrzom pomieszczeń). Zastosowana kolorystyka, utrzymana głównie w brązach, również potęguje wrażenie monotonii. Brak jest przynajmniej kilku mocnych rysunków, które zaskoczyłyby czytelnika i stanowiłby kontrapunkt dla narracji. Jedynie otwierające i zamykające ten album plansze wybijają się z tego obrazu.
Skradzione lata to dopiero pierwsza część rozplanowanej na trzy tomy serii. Istnieje więc szansa, że po tym dość klasycznym i miejscami enigmatycznym wstępie nastąpi jednak nieco bardziej interesująca i trzymająca w napięciu historia, która może nie tyle wykroczy z poza gatunkowe ramy, ale zaoferuje czytelnikowi dobrze znane czytelnikom (i widzom) emocje towarzyszące śledzeniu bezwzględnych rozgrywek rewolwerowców na Dzikim Zachodzie. Na razie niestety jest przeciętnie.