Wrota bohaterów to chińsko-francuski film przygodowy, którego scenariusz napisali Luc Besson oraz Robert Mark Kamen. Jest to prawdopodobnie najgorszy film, przy jakim pracował ten duet.
Na pierwszy rzut oka mamy fabułę z potencjałem na dobre kino przygodowe, mocno umoczone w chińskiej mitologii. Dzieciak przenosi się w czasie do starożytnych Chin, by tam wykorzystać umiejętności gracza i uratować księżniczkę. W pewnym sensie czuć tutaj podobieństwa do
The Forbidden Kingdom z Jetem Li i Jackiem Chanem. Jest to jednak podobieństwo na ogólnym poziomie fabularnym, bo gdy wchodzimy w detale, widzimy imitację filmu, jakim ta historia mogła być.
Reżyser oraz scenarzyści popełniają każdy możliwy błąd przy tworzeniu przygodowego kina w klimacie familijnym. Cała fabuła jest pasmem absurdów, okropnych banałów, idiotycznych zachowań postaci oraz bolesnej pretensjonalności, która odziera tę opowieść z jakiegokolwiek klimatu. Tyczy się to też scen, gdzie główny bohater zachowuje się jak mało rozgarnięty nastolatek, wprowadzając rzeczy bardzo współczesne w momencie, gdy klimat powinien być budowany wokół całej otoczki starożytnych Chin. Cała ta postać kładzie ten film na łopatki, bo aktor ani nie ma charyzmy, ani nie umie grać, a wszystko, co dostaje do pokazania, to pasmo irytujących motywów wyjętych z książki o gatunkowych kliszach. I pewnie nawet bym nie narzekał, gdyby schematy były strawne, ale one są pokazane tak, że w wywołują zażenowanie i ból głowy. Tak, że oglądanie każdej kolejnej sekwencji jest bolesne. A do tego cała historia jest prowadzona w strasznie siermiężny sposób. Nie ma tu lekkości, wyważenia poszczególnych aspektów akcji, humoru, przygody i dramatu, nie ma też jakiegoś solidnego tempa. Często jest nudno i sennie, gdzie na ekranie nie dzieje się nic, co mogłoby w jakiś sposób zaangażować.
Pretensjonalność tej historii odziera z niej nutkę przygody, klimat fantasy oraz rozrywkową otoczkę. Czuć, że reżyser kompletnie nie wie, co robi, bo szybko wprowadza chaos, wywołujący zażenowanie humor w najgorszych możliwych miejscach filmu oraz kolejne tyrady głupich zachowań bohaterów. Nie da się tutaj inaczej tego nazwać, bo to najgorsze co może dać nam kino familijne. Zinfantylizowanie każdego aspektu postaci i historii jest godne produkcji emitowanej wczesnym rankiem w niedziele, nie filmu kinowego o budżecie 46 mln dolarów.
Można byłoby przymknąć na to oko, gdyby to wszystko jakoś wyglądało, miało dobrze budowane emocje i atmosferę, przygodę oraz efektowne sceny akcji. Wszystko jest na poziomie słabym lub przeciętnym. Całość wygląda tanio, dziwacznie, a sceny walk są zrealizowane kiepsko, ze straszną pracą kamery i bez żadnego pomysłu. A efekty specjalne? W pewnym filmie pojawiają się nawet generowany komputerowo stwór, który uczestniczy w scenach akcji. To jest poziom CGI sprzed co najmniej dekady albo i więcej, a nawet daleki jest on od tego, co oferuje współczesne kino chińskie. Wygląda to koszmarnie, szkaradnie i nie ma w sobie nic, co nadałoby temu tempa i zbudowało tę warstwę rozrywkową.
Warrior's Gate to bardzo złe kino familijne, które nudzi, irytuje i do tego koszmarnie wygląda. Całość jest strasznie pretensjonalna i infantylna w najgorszym możliwym wydaniu. Być może jest to coś, co mogłoby spodobać się pięciolatkowi, ale... jest wiele lepszych i bardziej wartościowych tytułów, które zapewnią dziecku rozrywkę na poziomie. Ten film nie oferuje kompletnie nic i jego jedynym plusem są niektórzy aktorzy, którzy dobrze wpisują się w konwencję jak
Ni Ni oraz
Dave Bautista. A do tego mamy wydanie DVD nie oferujący nic poza samym filmem. A szkoda, bo kulisy i pokaz pięknych krajobrazów, które są widoczne w filmie, mogłoby być miłym dodatkiem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h