Wątkiem przewodnim "The White Room" jest powolne narastanie w bohaterach świadomości, że wszystko, co się wokół nich dzieje, jest inne, niż się wydaje. Alan po makabrycznym odkryciu zwłok doktora Boyle'a staje na wysokości zadania i zaczyna na własną rękę szukać odpowiedzi. Przechodzi kryzys zaufania i zmianę priorytetów, co zresztą doskonale podsumowuje w swojej wypowiedzi, że na stacji polarnej chyba wszyscy stracili cząstkę siebie. Bardzo ciekawie wypada to na tle konfliktu z Hatake – być może doczekamy się jeszcze współpracy między dwoma głównodowodzącymi.
Julia z kolei uświadamia sobie, że nie jest w stanie polegać na własnym osądzie. Skoro Jaye okazała się halucynacją, to może choroba w jakiś sposób przyćmiła jej pamięć. Czyżby rzeczywiście była już wcześniej na stacji, a napisy na ścianie wykonała własnoręcznie? Postać rozwija się naprawdę ciekawie i mam wrażenie, że jeszcze nie raz nas zaskoczy - tym bardziej że odcinek rzuca nowe światło na jej relację z Hatake.
Nawet Sarah jest wiarygodna w swoim zwątpieniu. Dużo lepiej wypada w momentach kryzysowych, kiedy musi podejmować ważne i trudne dla siebie decyzje. Tym razem udało się twórcom pokazać kontrastowość tej postaci – jej słodką twarz i wstrzykiwanie morfiny, jej naiwne spojrzenie przy jednoczesnym kłamaniu w żywe oczy. Serialowi wróży to naprawdę dobrze, bo jeśli Sarah wypadła lepiej, to chyba każde niedociągnięcie da się nadrobić.
[video-browser playlist="634758" suggest=""]
Największym zaskoczeniem była dla mnie postawa Daniela, który pod nieobecność Hatake postanowił samodzielnie pomyśleć i zaufać Alanowi. Dobrze, że wątek budowany jest także wokół bohaterów drugoplanowych. W innym przypadku rozwój akcji byłby łatwiejszy do przewidzenia.
Końcówka odcinka to już prawdziwy brylant. Głowa zakonserwowana w wielkim słoiku i wyłaniająca się spod śniegu na jakiejś dziwnej platformie – to się nazywa zabić widzom ćwieka. Jeśli scenarzyści nadal będą się tak spisywać, Helix zyska fanów tak wiernych jak Battlestar Galactica.