W natłoku komedii romantycznych coraz trudniej o produkcję, która faktycznie byłaby zabawna i budziła u widza emocje związane z perypetiami bohaterów. Okazuje się jednak, że taki film można nadal nakręcić. "Wykolejona" jest nieco sprośną, ale dobrze poprowadzoną historią.
O tym, że nie będzie to zwykła komedia, świadczą już pierwsze sceny, a dalej jest już tylko… lepiej? Dziwniej? Na pewno zabawniej i nietypowo. Nie wynika to przy tym z głównej osi scenariusza, bo ta powiela dobrze znane kalki. Wystarczy powiedzieć, że jest to opowieść o nimfomance i alkoholiczce pracującej dla brukowca, która poznaje spokojnego chirurga specjalizującego się w medycynie sportowej. Takie zestawienie ognia i wody generuje wiadome napięcia, a kolejne zwroty akcji są zgodne ze sztuką: będzie i zauroczenie, i konflikty, przeszłość postaci również rzuci cień na związek. I tak aż do finału.
Zarys fabularny filmu "
Trainwreck" nie odbiega zatem od utartego schematu typowego dla komedii romantycznych. Siła produkcji leży jednak gdzie indziej: w poszczególnych scenach i dialogach rodem ze skeczy; pomysłach czasem absurdalnych, ale w ciekawy i zabawny sposób podanych. To one ożywiają i nadają charakter całemu obrazowi. Zresztą czego można było oczekiwać, kiedy w filmie w podwójnej roli – scenarzystki i głównej bohaterki – występuje Amy Schumer?
[video-browser playlist="717814" suggest=""]
Właśnie, jeśli ktoś kojarzy tę amerykańską stand-uperkę (chociażby z niedawnej sesji zdjęciowej parodiującej „Gwiezdne Wojny”), to już wie, czego można się spodziewać. Film jest przesycony seksem i nawiązaniami do niego, sprośny, nierzadko balansujący na granicy dobrego smaku, ale zwykle jej nieprzekraczający. Schumer może i miejscami szokuje, ale przede wszystkim ma talent komediowo-satyryczny (dokłada do niego także niezłe umiejętności aktorskie), co gwarantuje świetną zabawę u osób niespecjalnie pruderyjnych.
Jak na jej tle prezentuje się reszta składu? Całkiem przyzwoicie, chociaż prawdopodobnie najsłynniejszymi osobami w obsadzie są sportowcy z LeBronem Jamesem na czele, któremu zresztą przypadła nawet spora rola (na szczęście niezbyt wymagająca aktorsko). Grający główną kreację męską Bill Hader dobrze wywiązuje się z powierzonego zadania, a każde z nielicznych pojawień się na ekranie Tildy Swinton wywołuje szeroki uśmiech na twarzy. Zresztą w „
Trainwreck” znacznie więcej jest postaci epizodycznych, które nic nie wnoszą do fabuły, ale przysparzają dodatkowych smaczków.
Mimo humorystycznego, miejscami prześmiewczego charakteru obrazu wątek – nazwijmy go tak z braku lepszego określenia – romantyczny jest nieźle zbudowany, a widz kibicuje bohaterom, a nawet przejmuje się ich losami. W większości obecnych komedii nie udaje się osiągnąć tego efektu. Być może jest to zasługa właśnie nietypowego, nieprzesłodzonego podejścia do tematu? Jakkolwiek by nie było, warto na „
Trainwreck” przejść się do kina.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h